sierpień 5

Żyje król, niech żyje król

Wiem, że tytuł jakiś taki dziwny ale miał być przekształceniem „Umarł król, niech żyje król”… problem w tym, że poprzedni król nie umarł i ma się doskonale ale pojawił się nowy, który go zdetronizował 🙂

No dobra do czego pieję? No otóż kończy mi się fermentacja wina z rabarbaru i co tu dużo mówić coś tak czuję, że pobije ono ubiegłorocznego króla sezonu pt. agrest. Nawet jeszcze w trakcie fermentacji jest po prostu czadowe i autentycznie boję się czy dotrwa do zlania w butle 🙂 Wino z agrestu dalej jest fajowe więc stary król żyje i ma swoich fanów… ale nowy król niedługo będzie miał swoją koronację 😛

Ale żeby nie było to znalazłem na rynku jeszcze kilka kilko rabarbaru… i to nawet tego średnio dojrzałego (ponoć lepszy) więc coś czuję, że od razu wstawię kolejną bańkę.

Kategoria: Wina | LEAVE A COMMENT
czerwiec 20

Rabarbarowy quest

W ubiegłym roku questem było wino z agrestu… Wyszła pełna rewelacja. W tym roku questem będzie wino z rabarbaru.

Co ciekawe… szukam po necie informacji o samym rabarbarze jak i o winie robionym z niego – a tu zagwozdka na całego.

Po pierwsze: wszyscy na siłę go gotują. Po co? Nie mam pojęcia ale chyba celem zmiękczenia włókien, które są dosyć twarde albo pozbycia się „posmaku zieleniny” jakkolwiek to brzmi ;-). W sumie do wina to i tak ma to to oddać smak i idzie do kanalizy więc nie widzę celu, żeby go zmiękczać. Co innego wydobycie smaku ale to mogę osiągnąć przemrożeniem lub pektynami (oba sposoby rozbiją błony komórkowe)… a od biedy przemieleniem tego w maszynce do mięcha. Poza tym ja bardzo źle widzę gotowanie czegokolwiek co wrzucam do win czy miodów. Moim zdaniem gotowanie spłaszcza smak i zabija wszystko co ciekawe (np. witaminy) – lepiej smakuje na surowo i jest zdrowsze więc po co to gotować?

Po drugie: temat kwasu szczawiowego… i tu zaczynają się jaja bo owszem kwas ten jest w tym zielsku ALE W LIŚCIACH a w łodygach, których tak naprawdę się używa do czegokolwiek, jest go bardzo niewiele. Do kompletu wszyscy chcą go wytrącać węglanem wapnia (kredą). Odnoszę takie wrażenie, że ktoś tu zapuścił plotę o kwasie i wszyscy, jak lemingi, na siłę go usuwają… podczas gdy jest go tam naprawdę niewiele. A tak naprawdę to ja byłem chowany w czasach gdy przysmakiem na działce ojca był rabarbar wpierdzielany bezpośrednio po zerwaniu, maczany tylko w cukrze… i żyję i nerki mam zdrowe więc teoria o lemingach jak żywo stoi mi przed oczami.

Podsumowując ten krótki wywód: wino z rabarbaru będzie robione następująco….

  • kłącza rabarbaru potnę na 1-2cm, zamrożę na parę dni
  • po rozmrożeniu ustalę czy rozbiło się na tyle, żeby oddało smak do wina (ciapa), jeśli nie to pewnie powtórzę procedurę z mrożeniem
  • fermentacja tradycyjnie na drożdżach zostawiających trochę cukru np. shery czy miodowych z dodatkiem sporej ilości cukru

Pod koniec lata dam znać co z tego wyszło.

kwiecień 26

Wiązany koszyczek do wina musującego

Będąc na południu…. czyt w Zamościu 🙂 … natknąłem się na taki wynalazek

Soory za jakość zdjęć ale tylko komórkę miałem pod ręką.

Ogólnie ktoś wpadł na pomysł wiązania korków od wina musującego, nie za pomocą drucianego koszyczka, a sznurka. Wygląda to w sumie ciekawie i tak się zastanawiam czy nie wypuścić kilku butelek zamykanych w ten sposób. Wino kupione w biedronce więc mam wrażenie, że ktoś po prostu poszedł „po kosztach”… w końcu sznurek tańszy niż stal 🙂 … ale moim zdaniem: sznurek dobrze wpisuje się w pojęcie „produkt regionalny” vel „produkt swojski” – tak więc czemu nie spróbować?

kwiecień 18

grzaniec winny na zimowym grillu

Właściwie powinien zwać się grzańcem „co się nawinie” 🙂

Cała idea jest prosta: robimy imprezę… najlepiej zimą, jesienią albo wczesną wiosną – byle było zimno. Doskonałe miejsce to ogródek działkowy albo coś podobnego. Tak, żeby mocny grzaniec ogrzewał a nie przegrzewał. Ludzie mają przynieść ze sobą „cokolwiek”… wino, piwo itd. Warto tylko pilnować proporcji – tak pół na pół wino do piwa.

Drugi krok to urządzenie zwane kozą plus garnek cirka 5-7l lub ognisko i kociołek. Używanie urządzenia zwanego kozą jest proste: rozpalamy, na górze ustawiamy garnek i tyle. Z ogniskiem jest trudniej bo nie powinniśmy przegotowywać grzańca  co niechybnie się wydarzy jak powiesimy go nad ogniskiem – wystarczy go podgrzać do 70-80C. Przeważnie rozwiązujemy to tak, że przy ognisku układa się kamienie i na nich stawia kociołek. Nie w same ognisko z lekko z boku, żeby temperatura nie była zbyt wysoka.

Składniki:

  • wina – różne… najlepiej słodkie. Klasyczne jabole sprawdzają się tu doskonale.
  • piwa – czym tańsze tym lepsze
  • pomarańcze
  • goździki
  • cynamon w pałkach
  • miód

Przyrządzanie jest w sumie proste i podaję tu proporcje na garnek 7l. Otóż wlewamy do niego ze 2 wina i ze 4 piwa. Do kompletu bierzemy dwie pomarańcze i tniemy je na w kostkę albo po prostu dzielimy na np. 8 części. Ważne jest, żeby ponacinać błony między komorami pomarańczy, żeby grzaniec miał jak się tam dostać. Potem dodajemy jeszcze z 10 goździków i pałkę cynamonu. Na koniec ważne: miód lub coś innego co dosłodzi nam grzańca. Ja ładuję przeważnie za 2-3 duże łyżki miodu.

Powoli podgrzewamy pod przykryciem mieszając co jakiś czas. Przy ognisku aromatu dodaje zostawienie go otwartego na jakiś czas… z ogniska zawsze coś wpadnie do niego i autentycznie taki grzaniec ma zawsze swój niepowtarzalny smak.  Robi się taki bigos w wersji alkoholowej 🙂

Doprowadzamy bełta do jakiś 70-80C. Ma być gorący, nie parzyć jeszcze w usta a najważniejsze nie przegotowany.

Podawanie: małe naczynka. Właśnie – kluczem są małe kubeczki – takie po 100ml. Chodzi o to, że taki grzaniec niesamowicie szybko się wychładza a picie zimnego to już nie to. Lepiej jest więc sztucznie ograniczyć podaż trunku przez zmniejszenie rozmiarów kubków. Lepiej żeby często dolewali a nie pili zimny. Druga sprawa to to, że grzaniec kopie… i to naprawdę mocno. Rozlewanie ludziom dużych kubków kończy się zwałkami. Ogólnie to zdradziecki trunek i trzeba się z nim pilnować – kopie znienacka i mocno.

Co potem… otóż rozlewamy grzańca tak, żeby zostało go jeszcze ze 1/3 kociołka… i dolewamy trochę wina np. kolejną flaszkę, trochę piwa np. ze 2 i trochę przypraw, kolejną łyżkę miodu. Ważne jest to, żeby robić to systematycznie – mamy go wtedy ciepłego cały czas a ludziki nie mają parcia na picie na hejnał „bo jest” – dla mnie to po prostu kultura picia. Kolejne dolewki wina powodują, że grzaniec ewoluuje smakiem. Każdy kubek brany przez uczestnika imprezy będzie inny. Poza tym pozostawianie 1/3 zawsze pełnej powoduje, że miesza się to coraz bardziej. Uprzedzam pytania: to naprawdę jest pyszne 🙂

Co jakiś czas wyciągamy „frukty” z gara i ładujemy nowe. Oczywiście wyciągamy skarb, który mimo tego, że wygląda jakby właśnie opuścił przewód pokarmowy „drogą, którą wszedł”, jest naprawdę pyszny. Takie podgrzane w winie pomarańcze są niesamowite.

To i na tyle… przepis nie raz sprawdzony. Polecam 🙂

Kategoria: Inne, Wina | LEAVE A COMMENT
marzec 5

Zimowe winobranie

Owszem tym razem nie „Jesienne Wino” ale zimowe. Operacja z grudnia pt. załadować mrożonki do baniek ma się na ukończeniu.

Przypomnę – w okolicach grudnia wywlekłem pingwiny z zamrażalnika i dokonałem ich śmiałego abordażu na 4 bańki. Pingwinami były mrożone w lato mielone owoce tj. malina, truskawka, porzeczka, które dzielnie pakowałem w znormalizowane pojemniczki i mroziłem. A w okolicach grudnia wsadziłem to to do czterech baniek po 30l i zaszczepiłem drożdżami. Oczywiście dodałem też całkiem sporo cukru żeby diabełki też miały co robić 🙂

No a teraz wynik…

  • malina – rewela. Klarowność idealna, kolor idealny. Smak: wyszło lekkie, deserowe wino półwytrawne. Wchłania się miło.
  • truskawa – niewielka porażka. Klarownośc idealna, kolor… no właśnie: żółty. W sumie to zastanawia mnie skąd to się wzięło? Smak: idealne deserowe półwytrawne wino. Jestem w sumie zadowolony bo to smak w truskawie był wyznacznikiem ale kolorek też musi być 🙁
  • porzeczka – rewela…
  • malina na miodzie czyli zamiast cukru brzeczka posłodzona miodem – t0 miała być powtórka miodka zwanego maliniak, który rok temu wyszedł po prostu obłędnie. Niestety oryginału nie udało się dogonić. Owszem: kolor w normie, klarowność też… ale smak owszem niezły ale to nie pierwsza liga.

W najbliższym czasie planuję operację wielkie zlewanie do butelek… oj będzie się działo 🙂

Kategoria: Wina | LEAVE A COMMENT