Dziś upolowałem w końcu coś o czym słyszałem od kilku osób ale nigdy nie udało mi się dopaść 🙂 Ową ciekawostką jest właśnie „piwo z jałowca”. Stężenie alko nie więcej niż 2-3%.
O owym piwku opowiadało mi kilka osób podczas różnych imprez typu jarmarki gdzie ponoć, gdzieś tam, jakaś kobieta taki wynalazek sprzedaje. Dziwiło mnie to niepomiernie bo zachodziłem w głowę jak z czegoś tak ciepkiego jak owoce jałowca można wypędzić piwko. Nigdy jednak nie zdołałem owego wynalazka znaleźć … aż tu nieoczekiwanie wracając przez olsztyńską starówkę natknąłem się na jarmark … i w pełnym upale mogłem zażyć chwili ochłody przy pomocy owego specyfiku.
Ogólnie próbowałem z kobieciny wyciągnąć jakieś informacje jak to „piwo” się robi… Po chwili już usłyszałem, że to jednak nie piwo a raczej podpiwek a ten jałowiec to tak jak chmiel dodatek a nie podstawa napoju. No i na koniec rozwalił mnie surowiec, który tak naprawdę fermentuje w tym podpiwku … a mianowicie jest nim … miód 🙂 Tak więc w sumie nie powinno to być „piwo jałowcowe” tylko „miód pitny dziesięciorak z dodatkiem jałowca”.
Sam specyfik jest mocno mętny, kolor bardzo słomkowy wygląda jak rozcięczone piwo pszeniczne. Alkoholu w ogóle nie czuć. Gazu zero. Drożdży ani z zapachu ani w smaku całkowicie nie czu. Zapach: czuć miód i coś gorzkiego. Smak w sumie bardzo podobnie bo jednocześnie czuć słodkie nuty miodu, ale także gorzkie tło chmielu i jałowca. Podsumowując: nie ma to nic wspólnego z piwem a bardziej po prostu „napój chłodzący lekko sfermentowany”. Oceny nie będę wystawiał bo to nie liga piwna ale jako napój do wypicia w gorący dzień jak najbardziej się nadaje… tyle że powinien być podany zimny, a nie jak ja dostałem wpół ciepły, a wtedy do wypicia na ławeczce w cieniu to naprawdę polecam.