Śliwki są do bani…
Omawiane wcześniej wino oparte na śliwce… to głupi pomysł. Ani to to nie smakuje, ani to nie wygląda. Ogólnie porażka.
Coś czuję, że odfiltruję to to, żeby było jakoś w miarę klarowne, doładuję jakiegoś cynamonu i goździków, żeby jakiegoś pazura dostało i powędruje do dużej, plastikowej bańki celem przetworzenia na grzańca. Jak wiadomo grzaniec przyjmie wszystko szczególnie gdy robi się go na mrozie mieszając dokładnie wszystko co się nawinie pod rękę 🙂
Tak więc jestem zawiedziony… ale cóż – od tego są eksperymenty… czasem coś nie wychodzi i trzeba przetworzyć wyniki w inny sposób niż zamierzony.
śliwek u nas wiele…
Sobotnie wyjście na lokalny rynek wywołało u mnie niekontrolowany wyciek śliny… owy wyciek objawił się gdy w pełnej krasie, na straganach, gdzie pojawiły się tegoroczne śliwki.
Skutek odniosło to następujący:
- śliwka dobrowiecka (czy jakoś tak)… 2kg
- śliwka ogródkowa 3kg
- 1kg cukru
- 4l wody
- 200g aronii dla kolorku
- pożywka, drożdże miodowe
- 2ml pektyn celem rozbicia moszczu
Czyli śliwki wydrylowane, zmielone i wrzucone do bańki 10l. Do kompletu pozostałe dodatki i wynik widać na poniższym obrazku.
W sumie ciekaw jestem co z tego wyjdzie bo tak z wyglądu to w bańce widać sam moszcz…
Zawartość Śliwki w Śliwce …
Na początek zdjątko:
Takowy właśnie zestaw otrzymałem z Browaru Kormoran. Na wstępie zaznaczę, że ja jestem fanem Wiśni 🙂 Pozdrawiam tutaj jednak fanów jabłka i śliwki. Nie wiem czemu ale podział miłośników „owocków” przebiega bardzo wyraźnie tj. albo wiśnia, albo jabłko, albo śliwka… choć czasem śliwkowcy tolerują jabłko 🙂 Jednak Wiśnia w piwie w wersji niepasteryzowanej, podana z beczki rządzi i to bez dwóch zdań. Jedno co mi jednak przeszkadza w całej puli owocowej jest to, że są one zbytnio „ugłaskane”. Ani śliwka ani jabłko nie ma pazura, wiśnia już coś sobą reprezentuje ale dla mnie to ciągle za mało. Mieszanka soków w jabłku czy śliwce jest właśnie taka nijaka – mieszanie różnych gatunków jabłek czy śliwek… to nie to. Zdecydowanie się na jedną odmianę moim zdaniem dodałoby wyrazistości i rozpoznawalności smaku. Tu jednak podoba mi się to, że browar się rozwija, testuje, próbuje ulepszać produkt a nie klepie ciągle to samo. A to, że swoimi testami dzielą się także z publicznością to już w ogóle jak dla mnie max.
Przechodząc do rzeczy – piwka zlane w dwa kufelki… testowa śliwka szybko straciła piankę i jest odrobinę ciemniejsza. Wersja produkcyjna trzyma cały czas gruby kożuch piany. Testy smakowe wersji produkcyjnej potwierdzają moją opinię – wolę wiśnię 🙂 ale ale wersja testowa wchodzi mi już zdecydowanie lepiej. Jest mniej słodka i chyba powoli zmierza do czegoś co by mi smakowało. Zaczyna mieć pazurka. Oba piwa mają chmielową końcówkę, która mi chyba nie do końca pasuje – w wiśni ma to rację bytu … w śliwce już chyba niezbyt.
Na pewno podoba mi się to, że dodawany sok jest naturalny. Żadnych słodzików, żadnego syfu.
Co tu dużo mówić: testowa znikła szybciej 🙂 Ogólnie przy denku kufla stwierdzam, że testowa jest lepsza. Moim zdaniem owoc w piwie nie musi oznaczać ulepka i chodzącej słodkości – może mieć więcej kwaskowatości, może mieć więcej hmmm chyba smaku.
Halo Halo – panowie z Kormorana… poproszę więcej…. a najlepiej niepasteryzowane z beczki 🙂
Jesienne wizyty na rynku…
Kolejna sobota spod znaku wizyty na rynku, który mam prawie pod domem. Tym razem oprócz bliżej niesprecyzowanych obcokrajowców zza zachodniej granicy sprzedających sery (mają coś a’la parmezan … mniam) zwiedziłem ciut stoisk z owocami, warzywami itd. Na pierwszy front oczywiście poszły maliny – nie wiem co w nich jest ale te jesienne są zdecydowanie ciekawsze w smaku od tych letnich. Zakupiłem kilka foremek i już siłą rzeczy (bo zamrażalnik pełny) wziąłem się w końcu za wstawienie drugiej bańki BigGryki. Tyle, że ta tym razem będzie wymieszana z malinami i żeby nie było to na 50l władowałem ich aż 12l. Miód będzie zdecydowanie mailinow0-gryczany. Ciekaw jestem co z tego wyjdzie ale już sama brzeczka pachniała przeuroczo 🙂
Drugim zakupem, który zrobiłem były śliwki gatunki węgierka. Czyli te nasze niby rodzime śliwki, które pamiętam z młodości: małe, wyraźne w smaku i średnio słodkie. Oczywiście 2kg nie mogło się zmarnować więc po wyżarciu kilkunastu resztę obrałem, przemieliłem w wylądowały z 2 litrami miodu (1l wielokwiata, 1l gryki) w 10. litrowej bańce. Nie wiem czemu ale śliwki zawsze mi niesamowicie pasowały do cynamonu i goździków… aby być zgodym z tym „pasowaniem” przyszły miód nabawił się sporej ilości tych przypraw. Nie mam pojęcia co z tego wyjdzie ale będzie to kolejny wynalazek w piwniczce.
Tak powoli zaczynam się przygotowywać mentalnie do robienia kupażów z tych wszystkich wynalazków – sam miód z takiego derenia czy bzu to jedno ale dodanie do tego odrobiny np. miodu z aronii czy z czarnej porzeczki może dać w efekcie zupełnie coś nowego. Ale tak sobie kombinuję, że chyba ten rok to pozostanie na miody z prostą recepturą… odczekam tak do nowego roku żeby się przegryzły, wytrenuje się co z tego wyszło i wiosną wstawię nowe ale tym razem w mniejszych butelkach np. 0,5l, zamykanych kapslami ceramicznymi tak żeby dało się wsadzić do lodówki np. 8-10 różnych smaków i dopiero bawić się w kupaże… Może być naprawdę ciekawie bo póki co tym na 100% okazało się strzałem w 10 to było wymieszanie miodu właśnie z maliną ale tak czuję, że miód na aronii czy czarnej porzeczce może sam w sobie będzie strzałem w 6-7 to wymieszany z czymś bardziej nietypowym może dać niespodziewane efekty… Oj kurcze sam zaczynam się nakręcać :-)))