wrzesień 11

Miód z kwiatostanu róży

Robiąc przygotowania do jesiennego sezonu strzeliłem rentgena w szufladzie z drożdżami itd. No i co ciekawe znalazłem woreczek z suszonymi kwiatostanami róży… Znalezisko oczywiście natychmiast władowałem w małą bańkę. Myślę że 5l tego specyfiku na początek starczy 🙂 Całość zalałem 1,5l miodu więc i trójniaczek na jesień będzie jak znalazł.

Z drugiej strony wstawiłem też omawiany w porzednim wpisie anyż… Póki co pracuje – myślę, że za jakieś 2-3 tygodnie zobaczy się co z tego wyjdzie.

Z pozytywów to wstawiona jakiś czas temu aronia na miodzie, mimo że dalej pracuje aż miło to zdecydowanie zaczyna mieć w sobie coś co może być lepsze nawet niż mailina. Póki co mocno daje drożdżami ale już czuć miłą kwaskowatość i naprawdę czuć zadatki na coś niezłego.

Swoją drogą ktoś wie gdzie można kupić zadzonki aronii? Szukałem po marketach itd. ale nawet nasion nikt nie ma….

wrzesień 4

Anyż gwiazdkowy

Dziś będąc na kiermaszu w Skansenie w Olsztynku zaszalałem na stoisku z przyprawami. Jednym z zakupów był właśnie owy, tytułowy anyż. W sumie kiedyś będąc w Indiach miałem okazję zjeść coś z tą przyprawą i nie było złe… Tym razem jednak zaczynam od szukania w necie gdzie od razu znajduję na Wikipedi co następuje: „Zmielone owoce badianu stanowią przyprawę, którą można stosować do ciast, kompotów, budyniów oraz do aromatyzowania niskoprocentowych napojów alkoholowych”. Hmmmmm młyn na moje uszy 🙂

W sumie stoją w domu bańki 5l i się nudzą…

W dniu jutrzejszym planuję zdobyć gdzieś 1,5l miodu lipowego i coś czuję powstanie kolejny wynalazek miodowy. Tak się tylko zastanawiam ile tego władować w bańkę bo przyprawa wydaje się zdecydowanie mocna w smaku. Czyli zabawa z cyklu jak to zrobić żeby nie przedobrzyć.

Swoją drogą na kiermaszu było sporo stanowisk z różnymi ciekawymi rzeczami. Oczywiście dokonałem inspekcji „konkurencji” i chyba wiem czemu zbieram tak wysokie noty za miody. Po prostu moje są wyraziste i nie tak obrzydliwie słodkie 🙂 Z drugiej strony widać było, że ludziki po numerze naszego znienawidzonego Urzędu Skarbowego z Biesowa, po prostu bali się kolejnej wizyty pojebów z bronią u pasa wlepiających mandaty za sprzedaż nalewek czy miodów bez koncesji. Sposób na zniszczenie naszej kultury po prostu idealny.

Inna bajka, że namierzyłem parę stoisk z serami. Nabyty został dojrzewający krowi z grubaśną skórką oraz znalazłem człowieka, który kiedyś handlował własnymi serami na rynku w Olsztynie. Gość jest chyba z Flandrii i robi naprawdę miluśne sery. Tym razem wziąłem od niego telefon 🙂

Sporo było też stanowisk z mięsami, chlebem… Niestety kasa skończyła się dokładnie wtedy kiedy była najbardziej potrzebna tj. na stoisku z rybami ze Swaderek… Pstrąg robiony al’a łosoś czy sielawka… Swoją drogą też zdechła im waga (brak prądu) więc po prostu trzeba było odpuścić….

sierpień 31

Kolejna tura dużego miodka

Dziś doszła do mnie dostawa miodu…. tym razem pora na miód gryczany od Bractwa Pasieczników Wędrownych. Miodka tego używałem już kiedyś do przetworów i był naprawdę niezły. Miodek jest świeżutki 🙂 A ponieważ jest go całe 45kg to naprawdę robi to to wrażenie… W tamtym roku robiłem miód z mixa 1:1 gryki i spadzi i co tu dużo mówić zły nie wyszedł ale zdecydowanie jest mocny w smaku.

W weekend nastąpi wiekopomna chwila wstawienia trzeciej warki miodów w dużych bańkach. Tym razem jednak, z uwagi na duże zainteresowanie miodem malinowym, postanowiłem, że jedna bańka będzie normalnie gryczana a druga już do wstępnej fermentacji dostanie 5kg zmielonych, świeżych malin. Jak w tamtym roku także jadę na drożdżach Bayaness.

Wczoraj zlałem też borostwora do butelek. Borówki + miód w sumie dały miły, orzeźwiający napój. Lekko kwaskowy i leciutki alkoholowo. Coś tak czuję, że poleży sobie trochę i będzie naprawdę miłym dodatkiem do smutnych jesienno-zimowych wieczorów.

Kategoria: Inne, Miodki | LEAVE A COMMENT
sierpień 9

Borówkowo Miodo-Cydr

Tym razem pora na eksperyment… otóż udało mi się pozyskać drogą jak najbardziej legalną około 4kg borówek amerykańskich… dla tych co nie czają to takie większe jagody – ciut bardziej słodkie ale mniej kwaskowate niż nasze, polskie jagody.

Co tu dużo owijać: dorwałem te borówki… pierwszą porcję pochłonąłem z jogurtem… drugą zamroziłem… ale chwilę potem przyszło opamiętanie – no przecież nie zostawię tego na zimę! No to pozostałe 3kg władowałem do michy, zalałem 1l miodu i skatowałem blenderem. Zaistniała papka miodowo-borówkowa powędrowała do bańki o objętości niecałych 10l. Dodałem do tego wody, drożdży, pożywki, kwasku cytrynowego… i w sumie to zacząłem się zastanawiać co to kurcze z tego wyjdzie 🙂 Bo z jednej strony to miód pitny to to nie jest, cydr w sumie też nie, wino to już na pewno bo powinno to to osiągnąć max 2-3%… więc mamy klasyczny przykład świnki morskiej: ani to świnia ani morska. Jeśli ktoś ma pomysł jak to nazwać to proszę o komentarze. Jak wyjdzie coś z sensem to może nawet spróbuję wykombinować (prrrr pogadać z jednym gościem 🙂 ) co by specjalne etykiety dla tego twora wygenerować…

Tak wiec czekam na propozycję jak tego boro-stwora nazwać

lipiec 30

niewypały… jednak w to uwierzę…

W poprzednim poście pisałem o miodzie „bez-leśnym”, który nie wyszedł… „bo nie”. Wysunąłem tezę żeby bardzo mocno przyglądać się co ląduje w miodzie i jeśli nie smakuje „na sucho” – to mocno się zastanawiać czy tego użyć. Jednak pisałem tego posta w przerwie czyszczenia mieszkania z majowo-czerwcowej fantazji miodowej. Do butelek poszły miody: z dereniem, z owocem bzu, z czarną porzeczką, z kwiatem bzu. Miody z głogiem i akacją już dawno siedzą w piwnicy 🙂

Po zakończeniu pisania przewietrzyłem też zapas miodnych i winnych bubli, który stoi sobie w plastikowych baniaczkach… tj. w poprzednim roku robiłem miodek czwórniaczek… hmm chmielony i z jałowcem. Był to pomysł w sumie z d… wzięty ale czemu nie – w końcu 10l miodu czwórniaka to tylko trochę ponad 2l samego surowca. Uważam, że warto. No ale do rzeczy… miód owy był używany do grzańców w czasie grilli zimowych i był taki sobie: gorzki i jakiś taki niesmaczny. W bańce zostało jakieś 2l i tak sobie stały i stały. Teraz okazało się, że miodek nabrał miłych walorów smakowych. Goryczka chmielu i jałowca jest dalej ale jakoś tak się przegryzła i nie razi jak wcześniej.

Chciałbym tu więc odszczekać moje zwątpienie, że miód czy wino, które wychodzi niesmaczne zaraz po zakończeniu produkcji, po roku czy dwóch raptem okazuje się w porządku. Owe „nabieranie smaku z czasem” czy „poprawianie się z czasem” zdarza się i owy chmielony miód jałowcowy jest tutaj zdecydowanie zacnym przykładem. I to pomimo przechowywania go plastikowym baniaczku wypełnionym w 30%… hmmm choć tak w sumie to się zastanawiam czy właśnie owe powietrze w tym baniaczku nie spowodowało, że goryczki po prostu się ulotniły z miodu.

P.S. No ale wino z jabłka nigdy się nie poprawi… jest tragiczne dokładnie tak jak było wcześniej 🙂

Kategoria: Miodki | LEAVE A COMMENT