czerwiec 8

Piwo pod drzewkiem

Piękna pogoda za oknem skusiła mnie na wykonanie wraz z braciakiem porannej rundy po brzegach jeziora Ukiel…

Wpis ma tyle wspólnego z piwem, że wychodząc z domu po drodze zwiedziliśmy sklepik Społem’a gdzie po wariackiej cenie 4zł nabyłem „Wiśnię w piwie”… po czym raźnym marszem zrobiliśmy ok. 4km i trafiliśmy na ładną łączkę nad jedną z zatoczek Ukiela gdzie pod wielką sosną … i tu dodam parę słów wprowadzenia…

Zaraz pod domem mam mały ryneczek, na którym można nabyć wiele ciekawych rzeczy i jedną z nich w piątek było 4kg ogórków gruntowych.. owe ogórki trafiły do glinianego garnka gdzie spędziły dwa dni. Specom czającym co to ogórek małosolny nie trzeba tłumaczyć co to oznacza 🙂 W każdym razie w plecaku znalazło się ok. 10 takowych ogórków…

W centrum Olsztyna w okolicach tzw. Inki znajduje się niewielki sklepik z regionalnym żarciem gdzie moim ulubionym działem są sery: można nabyć klasyczny ser w gomółkach oraz ostatnio pojawiły się także sery dojrzewające zwane czasami „zagrodowymi”… no i właśnie taka jedna gomółka + kawałek zagrodowego znalazły się w plecaku…

Na koniec w sklepie oprócz wiśni nabyłem także bułeczkę… nooo teraz już taką zwykłą bo po prostu były najświeższe 🙂

I to tyle w temacie wyżywania się na was drodzy czytelnicy bo powiem wam to tak … piwko + ser + ogórek i na koniec bułeczka spożyte nad jeziorkiem, pod drzewkiem a co najważniejsze w granicach administracyjnych miasta… gdzie nikt ci po głowie nie skacze i bachory mord nie drą… to jest dokładnie tak jak powinien wyglądać niedzielny poranek. Śniadanko w takim miejscu powoduje, że naładowujesz swoje akumulatory i jesteś gotowy na kolejny WSPANIAŁY tydzień użerania się w robocie 😉

Publikację celowo ustawiam na wtorek żeby tych którzy nie mieli tak miłego poranka nie wk….ać 🙂 a na koniec parę zdjątek z trasy…

I na koniec tylko jedno zdanie: Zajebiście jest mieszkać mając 2 jeziora widoczne z okien domu …

maj 31

Witamy w Wilnie …

Tym razem udało mi się spędzić weekend na Litwie a konkretnie w Wilnie. Powodem wyjazdu była impreza pt. StartUpJam. Samej imprezy nie będę opisywał bo to nie tematyka piwna – ale jednym zdaniem: było całkiem ciekawie i mimo problemów z frekwencją i niewielkich niedociągnięć organizacyjnych, merytorycznie było naprawdę nieźle. Koniec dygresji… jedziemy…

Całe Wilno zalane jest właściwie jedną marką piwa. Wszędzie stoją nalewaki i parasole Svyturys’a. Co ciekawe wiele knajp ma tą markę piwa w logach, nie na świecących plafonach ale w stylizowanych np. drewnianych, rzeźbionych nad bramą – widać temat lojalek poszedł tam dalej niż u nas. Po ilości parasoli raczej nie ma co oceniać „portfela piwnego” miasta bo o Olsztynie trzeba by powiedzieć że to miasto Calsberga 🙂 (cała starówka jest aż zielona od ich parasoli…) więc to kryterium sobie podaruję. Parę ciekawostek jednak było całkiem miłych. Po pierwsze z nalewaków nie leje się tylko jasnego lagera ale widać także parcie na inne gatunki np. właściwie wszędzie widać pszenicznego Baltasa czy cydra markowanego jako Kiss. Kraniki często niestety puste ale stojąca obok lodówka bez problemu udostępnia takowe skarby. Śmieszne jest to że po 22giej w sklepach obowiązuje prohibicja – na imprezie było paru zawiedzionych tym faktem (nie ma to jak ssanie o 2giej nad ranem).

Zawartość sklepów też w sumie pozytywnie… sporo marek lokalnych, niewiele wielkich, zachodnich koncernów, sporo piw czeskich czy słowackich. Polskiego żadnego, choć do granicy 150km. Sprawdzałem kilka sklepów i właściwie powtarzał się schemat. Trochę tych wynalazków przywiozłem więc pojawią się niedługo na blogu. Ze znalezionych ciekawostek to np. znalazłem przemiłą półeczkę w jednym ze sklepów gdzie leżały … cydry … ale … francuskie – pakowane jak szampan w sumie całkiem rozsądnych cenach (12-14zł) – jeden zdołał nawet wytrwać do polski 🙂

W celach pubowych poruszaliśmy się po mieście właściwie wieczorami i nocą ale tu muszę zaznaczyć, że w porównaniu z Olsztynem to tam naprawdę się dzieje. Miasto do późnych godzin nocnych pełne jest ludzi… a ponieważ byliśmy tam w 4 chłopa to wiadomo co w głowie (oprócz piwa)… i tu trzeba przyznać, że było na czym oko zawiesić i odnosiliśmy wrażenie, że zdecydowanie więcej i ciekawiej niż w Polsce… Amatorom imprezowania skoncentrowanym na płci przeciwnej zdecydowanie mogę polecić to miasto 😉

Litwinów ogólnie podejrzewałem o ciągoty bliższe Rosjanom (wóda, wóda, wóda), ale mile się rozczarowałem i to zarówno ilościowo jak i jakościowo – bo w końcu mogłem bez problemu pić cydra czy pszenicę z kija a barman nie robił wielkich jak spodki oczu o co mi chodzi. Pszenicę podaje się w prawidłowych kuflach, niestety z obrzydliwym zwyczajem dodawania cytryny do piwa. W sumie to chciałbym żeby w Polsce tak wyglądały knajpy a nie „jedna knajpa – jedno piwo” (normalnie jak parafrazowane hasło faszystów).

Parę razy zastanawiało mnie jak na takich jak my najeźdźców patrzą lokalersi… no i tym razem udało się porozmawiać z takim jednym (Jaro – pozdrowienia). To że Wilno traktujemy jak swoje (sam mam korzenie w tych okolicach) jest bzrdurą bo w granicach Polski było tylko w dwudziestoleciu międzywojennym. IRP to była unia gdzie Litwa była jej częścią mającą własną autonomię i to właśnie był szok dla mnie w jaki sposób do tego podchodzą Litwini – nas uczono, że „Rzeczpospolita Obojga Narodów” to Polska ale z punktu widzenia tego drugiego narodu w owej Unii to już wyglądało zupełnie inaczej. Druga sprawa to Litwini mają rację – jadąc do Wilna oczekujemy (ba nawet wymagamy), żeby rozmawiać po naszemu .. no i otóż nie – nawet w informacji turystycznej nie mieli polskich ulotek. Ogólnie chyba wyjazd rozświetlił mi ciut pod czaszką…

No i na koniec: warto wybrać się do Wilna 🙂

marzec 5

Koniec lenistwa :-)

Ostatni wpis ze stycznia a i on mało o piwach wnosił … w każdym razie, zmotywowany przez kolegę (Paweł pozdrowienia) biorę się do roboty.

Ogólnie sytuacja wygląda tak że po prostu za dużo ostatnio roboty. Blog zaniedbany … winka i miody dojrzewają … piwka jakoś się nie robią. Po prostu trzeba rozpocząć wiosenne porządki i coś z tymi faktami zrobić. Na pewno jutro zlewam 20l wina pt. Merlot (dziś w końcu dotarły korki). Cabernet też już prawie gotowy do zlania. W lodówce zalega parę ciekawostek do oceny itd. oraz m.in. jakiś wynalazek otrzymany od chłopaków z Łodzi na Olcapm’ie 🙂

Z ciekawych rzeczy to w końcu udało mi się zawinąć do nowego sklepu piwowarskiego w Olsztynie na Starej Warszawskiej i co tu mówić to zaopatrzenie raczej mocno odstaje od Piw Regionalnych. Niestety negatywnie bo widać słownie kilka browarów ale na całe szczęście z całą ich paletą ofertową więc jest w czym wybierać. W każdym razie wpadł mi tam w oczy pełen przekrój Corneliusa (mniam :-)) no i jutro lub w poniedziałek zrobię tam wyprawę pod hasłem „do bloga”… więc będzie co opisywać.

Z tematów domowego piwa to Highlander Heavy Ale wyszło bardzo dobrze, pszeniczniaki już tak raczej niekoniecznie ale to jak zauważyłem zależy od tego jak go piję. Na zimno wydaje się niedogazowany i czuć nieprzefermentowany słód. Jeśli jednak postoi w domu kilka godzin i się ogrzeje to i już ma pianę i smakuje zupełnie inaczej (zdecydowanie lepiej). W każdym razie nie jestem z niego zadowolony choć wchodzi dobrze. Przed latem jednak planuję nawarzyć jeszcze kilka warek żeby smuto nie było 🙂

aaaaa i miodki … jedna bańka została zlana znad osadów i czuć że wyszło nieźle tj. dalej widać że jeszcze to to musi dojrzeć ale już czuć goryczkę gryki, spadź też dodała swojego więc mamy pełen bukiet smakowy… oj mam wrażenie że efekt końcowy będzie naprawdę ciekawy. No i najważniejsze MA KOPA!

P.S. Uprzedzam kolejnych dociekliwych: na Twiterze, FaceBooku czy innej Naszej Klasie moja noga nie postanie :-))

grudzień 28

Trwałość piw domowych

Dziś wydłubałem z otchłani piwniczki piwo które warzyłem w maju 2008 czyli na dzień dzisiejszy ma około 1,5 roku. Piwo było robione na ekstraktach John Bull Wheat i naszym rodzimym WES Pszenicznym.

Po zlaniu w kufel piwo pieni się bardzo mocno, piana silna i trzyma się długo. Po jej opadnięciu cały czas w kuflu aż buzuje się. Piwo ma kolor brązowy i co ciekawe po tak długim leżakowaniu było właściwie klarowne ale pszenicznym zwyczajem zabełtane osady zlałem do kufla. Jakbym mocno się uparł to pewnie udałoby się zlać zupełnie klarowne piwo. Zapach: czuć drożdże. Pierwszy łyk … gazu do obucha ale bąbelki nie drapią, są takie „miękkie”. Sam smak jest radykalnie różny od piw sklepowych i to nawet tych nieprzemysłowych. Mocno czuć drożdże, które dłuuugo leżały w butelce. Nie czuć goryczki (w sumie to pszenica). Wchłania się miło ale co moment odbija mi się tym gazem 🙂

Ogólnie: piwo nie zmieniło smaku od uwarzenia (tj. pierwszy raz piłem je 3 miesiące po uwarzeniu). Nie jest to produkt, którym mógłbym się popisywać ale jest smaczne. W książkach czy na stronach o piwach domowych piszą, że taki produkt może leżakować nawet 3 lata. Tu mam produkt półtoraroczny i jak wyżej opisałem trzyma się bardzo dobrze.

Ostatnio często wraca wśród znajomych temat trwałości piwa. Ogólnie wygląda to tak że piwa z małych browarów mają krótsze terminy niż piwa przemysłowe. W sumie pod tym względem to wcale nie dziwię się, że knajpy jakoś tak niechętnie chcą brać takie BK czy Ciechana. Plebs wypije wszystko a jeśli można kupić dużo na raz, dostać dobry termin płatności i dobrą cenę … a potem trzymać to miesiącami – to czemu nie. Taki pomysł: gdyby lokalne browary były w stanie zapewnić serwis tak, żeby piwo w knajpie zawsze było świeże i restaurator nie musiał trzymać większej ilości na półce (terminujące się co chwilę) może byłby to sposób na wypłynięcie na tym rynku. Chodzi mi tu o dostawy np. 6 dni w tygodniu czy choćby telemarketer dzwoniący i dopytujący się czy czegoś nie brak „bo właśnie jedziemy na starówkę” mimo że to nie do końca musi być prawda ale klient czuje że się dba o niego. Czy np. model biznesowy niektórych hurtowni spożywczych gdzie kolo pakuje co się da na auto i jedzie po sklepach sprzedając to co ma na pace rozliczając sklep z naręcznego terminala. Taka forma jednocześnie opiekuna klienta i dostawcy… wiem – to tylko pomysł ale ponoć sprawdza się on w np. mrożonkach (przynajmniej w Olsztynie). Pozostaje zawsze konkurowanie ceną, gdzie korporacja zawsze wygra (i lojalki) ale moim zdaniem zapewnienie dobrego serwisu i dowozu „na cito bo się kończy” czy po prostu częste wizyty i uzupełnianie stanu mogłoby przeważyć szalę na rzecz lokalnych produktów. Wiem – realia „lojalek” z korporacjami są inne i jakoś brak odważnych żeby ten ogródek to sobie postawić własny a nie za pieniądze korporacji i drobny podpis pod akapitem „piwo tylko z …”. Nie wiem czemu ale zawsze mi się to kojarzy ze sprzedajną dziwką.

grudzień 23

Nowe nastawy, nowe zakupy

Nudziły mi się dwie bańki po 10l … postanowiłem więc wypełnić je czymś zbawiennym. Ponieważ już raczej po sezonie winnym padło na zestaw do win pt. „Winamat” nabyty na Browamatorze. Niewielkie pudełeczko zawiera kartonik z sokiem jabłkowym i kilka woreczków z przeróżną zawartością. Instrukcja po polsku jest w stylu: „zawartość woreczka 3 wrzuć do … zamieszaj … wlej” 🙂 Zaczynam odnosić wrażenie, że to zestaw typu „for idiots” ale z drugiej strony nie robiłem jeszcze win więc pierwsze mogę wypędzić na czymś co zawsze wychodzi … W każdym razie u Daniela już zamówione butelki, korki, kapturki, lak itd. Instrukcja mówi że za 7 czy 10 dni mogę lać to to już w butelki hmmm ciekawostka – ciekaw jestem co z tego będzie.

Dziś nabyłem także drogą kupna pełniusią skrzynkę browarów w olsztyńskich Piwach Regionalnych. Będzie więc co testować i powinienem w najbliższym czasie częściej wrzucać posty 🙂

Z ciekawostek mamy np.:

  • Delirium Tremens w wydaniu świątecznym (różowy słonik jest na łyżwach i z czapką mikołaja)
  • Viva Hel – to jakaś nowość. Pszenica na domową modę…
  • Niemiecki Jacob w wersji pszenicznej i „winter weisse”
  • Jakieś nieznane pszenice z niemiec
  • Trochę polskich lagerów z: Gościszewo, Zwierzyniec, Konstancin, Fortuna