czerwiec 8

Czego pragnę latem: moje oczekiwanie rynku piwnego

Szaleństwo amerykańskich chmieli dopadło i mnie. Autentycznie aktualny obiekt moich westchnień to Citra… może nie wszędzie bym ją dodawał (na pewno nie do herbaty 🙂 )… ale piwko z tym chmielem już zrobiłem, miodek jeszcze dojrzewa i na pewno na jesień wstawię przynajmniej ze 3 warki piwa gdzie ostro będzie w użyciu ten chmiel. Jednak pojawia się tu pewno „ALE” – owszem smakuje mi ta cytrusowość ale nie gdy piwo ma 60 czy 80 IBU! Browar Kormoran na dniach puszcza kolejną turę podróży, tym razem jako AIPA (czyt: American India Pale Ale dla osób spoza)… i o ile podoba mi się już zapowiedź metody chmielenia to 85IBU to raczej nie dla mnie. Mam nadzieję, że szybko dorwę się do jakiejś próbki i zobaczymy co z tego wyszło. Widzę też co się dzieje w naszych ulubionych browarach rzemieślniczych gdzie chmiel to chyba łopatami do tych piw ładują… Zdaję sobie sprawę, że skoro robią takie piwa i ktoś to kupuje to prefixy stylów typu „American” czy „Imperial” szybko nie znikną ze sceny piwnej – co więcej nie chcę, żeby znikły!… ale chciałbym, żeby ta nisza rynkowa nie szła tylko w jednym kierunku. Moim zdaniem jest zapotrzebowanie na wyraźne chmielenie ale bez przeginki – naprawdę: 40-50 IBU iSTARCZY!

Przechodząc do rzeczy. Od piwa w lato oczekuję przede wszystkim lekkości! Tak 10 max 12Blg… a po drugie i to chyba ważniejsze oczekuję piwa chmielonego ale nie PRZEchmielonego tak, że wióry z kubków smakowych zostają po wypiciu takiego. Marzenie to takie piwo, które z przyjemnością można siorbnąć do obiadu, wstać od stołu i dalej czuć się rześkim a nie zamulonym.

Podsumowując me letnie fantazje: 10blg, sporo chmielu i czym później dodanego tym lepiej (nawet na zimno!) oraz jak najwięcej amerykańskich chmieli.

Pytanie tylko czy kiedyś taka fantazja stanie się rzeczywistością na naszym rynku bez konieczności posiłkowania się produktami zza południowej granicy??

 

P.S. Wpisy na blogu piszę parę dni wcześniej więc kiedy pewnie ten się pojawi publicznie pewnie będzie już parę dni po premierze a w kolejce do publikacji będzie czekała recenzja tej AIPy 🙂

kwiecień 7

Warmiński Konkurs Piw Domowych

No w końcu jakiś konkurs w moim rodzinnym mieście. Nie żebym się tu poczuwał do zdobycia głównej nagrody itd. ale po prostu w końcu znalazło się miejsce i czas. Moim zdaniem samo zaistnienie czegoś takiego to spory sukces.

Ciekawie zapowiada się styl Rosanke… w sumie definicja bardzo szeroka i podciągnąć pod to można dużo piw. Czy to ukłon w kierunku piwowarów amatorów nie wiem ale definicja to tak w sumie „piwo śmietnik” 🙂 Sam zabrałem się za przygotowanie czegoś takiego…

W każdym razie – czytelników mojego bloga z okolic Olsztyna i robiących własne piwo zapraszam do stanięcia w konkury. Warto pokazać osobom z okolic, że środowisko piwowarów domowych istnieje w tym mieście! Moim zdaniem wystawienie choć jednego piwa ze swojej produkcji pokaże, jak dużo jest domowych piwowarów w naszej okolicy. Ja tam na pewno jedną pszenicę wystawiam i jeśli to Rosanke wypali to też 🙂

Informacje o konkursie: http://www.piwo.org/page/index.html/_/konkursy-piwowarskie/warminski-konkurs-piw-domowych-2013-olsztyn-03082013-r91

marzec 20

Gust jest jak dupa…

… każdy ma swoją.

Pod tym średnio elokwentnym określeniem kryje się coś co ostatnio daje mi wiele do myślenia a na pewno nabieram dystansu do niektórych „wojujących degustatorów” 😉

Dla przykładu podam akcję z ostatnich czasów gdy wpada do mnie znajomy i podsumowuje, że to co ja uznaję za „słabe” to są zajebiste wina. Oczywiście to taki gość co niesamowicie upiera się na oglądanie półki w piwnicy, na której gromadzę nieudane produkcje… z przeznaczeniem na grzańca bo do niczego innego się nie nadają. Tym razem padło na pół słodkiego merlota. Produkt, który u mnie wzbudza mało miłe uczucia na samym początku układu pokarmowego zwanego pospolicie „cofką”… a gość mi tu wyjeżdża z tekstem, że „nigdy nie pił lepszego wina”. Szczenę z gleby zbierałem szufelką przez kolejne pół godziny 🙂 Co ciekawe nie była to typowa ściema pt. „mam wino za free to posmalę trochę ego winiarzowi”, bo koniecznie chciał nabyć kilka flaszek drogą kupna dla małżonki. Dostał je za free 🙂 a i potem, jego żona zachwalała co to za nie wspaniały produkt.

Drugim przykładem jestem ja sam. Otóż od jakiegoś czasu zmieniono skład piwa pt. Warnijskie z Kormorana. Maciek dodał do niego amerykański chmiel zwany Citrą. Do piwa, które było przeciętne, żeby nie powiedzieć takie sobie… dodano coś co w moich oczach zrobiło z tego produktu naprawdę mega wynalazek. Długo czekałem na lekkie piwo, do którego ktoś dodał Citrę i nie zrobił z tego jakiegoś chmielowego wariactwa typu 80 IBU. Z drugiej strony trzeba stwierdzić, że to piwo z beczki smakuje duuuuuużo lepiej, niż z butelki – aromat cytrusów jest 5x mocniejszy! Autentycznie wpadając do Starej Warszawskiej, jak widzę Warnijskie z kija to właściwie nic innego w kufel nie leję a kubki smakowe po prostu same walca tańczą 🙂 A teraz sedno: barmani opowiadają mi, że wpada ktoś do lokalu, mówi, że zachwalam to piwo na blogu czy facebooku (swoją drogą nie mam pojęcia kto to był 🙂 ) a oni czują w nim DMS czy wręcz twierdzi, że jest zepsute i zwraca do baru.

I weź tu nie podsumuj tego tytułem powyższego posta???

Tak się zastanawiam… istnieje gust idealny? Istnieje „idealne piwo”?? „Idealne wino”??? Powiem to jasno i głośno: NIE! Jednemu smakuje DMS. Drugiemu smakuje chmielenie piwa tak że masz wrażenie, że ktoś ci wciera sosnowe igły w język. Trzeciemu smakuje wino z półki „do wywalenia”. Każdy z nich będzie twierdził, że TO JEST TO. Ktoś z boku popuka się w czoło…

A ja po prostu powtórzę tytuł: „gust jest jak dupa… każdy ma swoją”.

P.S. A na hasło „DMS” to ostatnio wysypki dostaję…

luty 19

lawenda na topie

Dziś Browar Kormoran wykonał uroczystą operację warzenia piwa, które ma w swoim składzie zamiast chmielu mieszankę przypraw próbującą oddać średniowieczny Gruit. Dla osób nie w temacie informuję, że zanim do utrwalania piwa użyto chmielu, poprzednikiem była mityczna w składzie mieszanka o nazwie gruit lub grut (różnie się to to pisze). Cała zabawa polega jednak na tym, że nie ostał się do naszych czasów dokładny skład owej mieszanki. Na przepisie trzymał łapy kler… no i oczywiście nie robił tego za darmo 😉

Znając Maćka (browarnika Kormorana) i Pawła (historyka z Zamku Olsztyn) to efekt będzie na pewno spoko.

Co prawda nasz piwno-blogowy światek, znów podniosą się pocieszne uwagi (jak przy Marcialis), że to to niezgodne ze stylem itd. A tłumaczenie, że to próba rekonstrukcyjna itd. – ech szkoda nawet wspominać. Dochodzę do wniosku, że napi..nie się nie ma sensu bo i tak „przecież jest styl” a próby wytłumaczenia są waleniem grochem o ścianę.

W każdym razie wracając do tematów mojego podwórka to jesienią zastanawiałem się nad zrobieniem miodu na lawendzie. W sumie to zabrakło mi bańki żeby to wstawić. Zakupiona porcja suszu dzielnie siedzi w „szufladzie piwowara” – owa szuflada to taki byt znajdujący się pod telewizorem, który zawiera całkiem sporą ilość drożdży, przypraw, ekstraktów słodowych, narzędzi browarniczych… i autentycznie zastanawiam się kiedy to wszystko wejdzie w reakcję i samo wyjdzie sobie na spacer 🙂

Ze swojej strony… jak tylko zwolni mi się jakaś bańka to siadam do moich eksperymentów z lawendą. Problem w tym, że mój wynik to będzie pewnie dopiero jesienią.

Dla zainteresowanych w najbliższą sobotę (23.02.2013) będę pokazywał się na Pechakcha Nicht Olsztyn, z prezką nt. miodów pitnych. W planie jest też konsumpcja 🙂

listopad 17

Grzaniec piwny

Sezon na choroby w pełni… Ja polecam piwowarski patent na nie-chorowanie 🙂

Sładniki na zestaw z jednego piwa.

  • jakiekolwiek piwo z marketu… zwykły eurolager
  • miód – ok. 2-3 pełniusie łyżeczki
  • goździki – ok 4szt
  • cynamon w pałkach – mały paseczek ok. 2-4cm
  • można starkować odrobinę imbiru – nada miłej ostrości 🙂

W przypadku większej ilości przemnożyć… Zaznaczam, że nie warto robić z więcej niż trzech piw na raz i poniższy przepis jest dedykowany 1-2 osobom a nie dla całego stada… Ten stadny opublikuję przy innej okazji 😉

Przepis jest następujący:

Bierzemy piwo i mały garnek. Wlewamy piwo do garnka + wszystkie dodatki. I tu uwaga – wlewane piwo będzie się pienić na potęgę. To samo będzie gdy dodamy miód. Ja robię tak, że wlewam piwo, włączam palnik… a gdy już się ciut uspokoi to dodaję dodatki. Podgrzewamy tak długo aż wsadzając tam palucha czujemy, że jest mu już za gorąco. Wlać do kufla i siorbać. Kufel można wcześniej wymoczyć w gorącej wodzie, żeby zbyt szybko nie zbił temperatury grzańca.

I tym oto przemiłym przepisem można wywalić do śmieci grzańce serwowane w niektórych knajpach gdzie oprócz piwa potrafią wrzucić np. cukier w kostkach, chamski sok dodawany czasem do piwa itd. Pomysłów jak zrobić obrzydliwego grzańca jest wiele. W niektórych knajpach (np. Beczka w Olsztynie na Starej Warszawskiej) mają fajny patent, że z w/w dodatków robią syrop, który dodają do piwa w kuflu i to podrzewają w mikrofali. Zacny przepis i jednocześnie szybki w przygotowaniu.