kwiecień 29

Miodki … Winka … sezon za pasem

Z innych nowości to ostro ruszyła produkcja win, miodów (wstawiony staropolski czwórniak i gryczany dwójniak)… sezon już niedługo.

W ramach testów bawię się tzw. wine-kit’ami. Wygląda to tak, że jacyś goście kontraktują winogrona szlachetnych szczepów, robią z tego koncentrat + drożdże, pożywki i cały ten bajzel a kończy się to zestawem do samodzielnego zdziałania. Właśnie w bańce fermentuje mi 20l wina Piesporter i szczerze mówiąc pierwszy raz widzę żeby wino fermentowało tak dynamicznie – częstotliwość bąbelków to około 2-3 na sekundę. Po prostu wali jak z karabinu 🙂

Testy miodkowe przyniosły dwa nastawy:

  1. Czwórniaczek roboczo zwany korzennym ponieważ oprócz regularnego u mnie miodu gryczanego do kompletu wpadły też ziarna jałowca… ciut orientalnych dodatków typu imbir, ziele angielskie, cynamon, goździki. Całość została lekko podgrzana (właściwie tak dla picu a nie w celu zrobienia miodu syconego) i … nachmielona 🙂 Tak, nie przesłyszeliście się – dogrzebałem się do paru staropolskich przepisów gdzie miód ewidentnie chmielono. U mnie lekko bo nie chcę stracić 10l miodu ale w końcu testy testami…
  2. Wraz z koleżanką Katarzyną dokonaliśmy zrzuty na miodki pełno-gryczane i wstawiony został Półtorak. Czas dojrzewania to tak minimum ze dwa lata… ale mam wrażenie że za kilka miesięcy po prostu wleję to w butelki i wsadzę w najgłębsze odmenty piwnicy.

W temacie owych wine-kitów to dokonaliśmy ostatnio wstępnej degustacji wstawionego w grudniu Merlota. No i co tu dużo mówić wyszło naprawdę smaczne wino. Całość nabawiła się etykiet i plastikowych kapturków, no i powędrowała do piwnicy… butelki legowisko dostały prawie na wejściu więc mam wrażenie że szybko to to zniknie 🙂

A propos kapturków foliowych to robią niesamowicie profesjonalne wrażenie… naprawdę wino mające etykietkę i kapturek wygląda prawie jak ze sklepu – polecam domowym winiarzom – warto.

październik 24

100l miodu wstawione :-)

Normalnie czuję się jak przemysłowiec… bo zamieniłem 30l bańkę z miodem na dwie bańki po 54l brzeczki miodowej 🙂

Ogólnie jakoś nigdy nie brałem do bani że 1 litr miodu nie waży 1kg i boleśnie przekonałem się o tym w momencie gdy musiałem owe 30l wtaszczyć z piwnicy na 2. piętro ;-( … i okazało się że to tak lekko 40 kg i 5 x 14 schodków – pod koniec myślałem że kręgosłup to wyjdzie sobie na spacer nie pytając mnie o zdanie…

W każdym razie wygotowanie takiej ilości miodu to niezłe przedsięwzięcie kuchenne. Co prawda miałem garnek 30l więc trzy rundy gotowania wystarczyły ale wlewanie miodku do gara było niezłą zabawą. Po operacji kleiło się oczywiście dokładnie wszystko 🙂 i kolejną godzinę spędziłem na próbach odklejenia tego i owego. Bańki obecnie dzielnie czekają aż spadnie temperatura brzeczki i koledzy drożdże zabiorą się za robotę. W sumie to nie robiłem jeszcze tak dużych objętościowo nastawów więc mam wrażenie że operacje pt. zlanie znad osadu to dopiero będą przedsięwzięcia kuchenne bo na przelanie 50l to muszę mieć przecież trzecie naczynie o podobnych objętościach … albo zapełnić wszystkie garnuszki i słoiki w domu 🙂 … wanna?

Sam nastaw to dwójniak o składzie: 40% miodu gryczanego, 30% spadziowego, 30% wielokwiatowca … no i przyprawy, które pozostaną moją tajemnicą … ale za 3-4 tygodnie gdy pierwsza fermentacja już zakończy swoje dzieło będę mógł napisać czy moje wysiłki dały skutek choć zbliżony do miodu pitnego.

październik 7

Miód pitny

Rozpocząłem operację masowej produkcji miodu pitnego. Bańki 2x 54l już w Olsztynie, miód od pasiek wędrownych też oczekuje na odbiór. Szybko fermentujące drożdże też już oczekują od jakiegoś czasu 🙂

Planuję wykręcić około 120-140 flaszek 0,7l miodka w postaci dwójniaka i jak to woła Spychacz tzw. lekka gryka.  Poprzedni wyszedł znakomicie i podczas próby generalnej tj. impreza w Grunwaldzie smakował chyba wszystkim.

Miód będzie nadawał się do spożycia w okolicach stycznia-lutego.

Jeszcze muszę tylko wygenerować naklejkę zgodną graficznie z tymi od piw tyle ze w poziomej orientacji i sporo mniejszej – butle są niestety bardziej pękate niż piwko. Oczywiście miodek też będzie pod marką Ermlandera. Planuję też wygenerować edycję kolekcjonerską w kamionkowych butelkach + lakowane korki itd. ale to chyba bardziej na prezenty …

Chętnych do nabycia zapraszam… listę rezerwacji już zaczynam prowadzić 🙂

sierpień 19

Miodek dawno gotowy

W sumie miodek pt. lekka gryka zdegustowany był już dawno temu ale dopiero dziś wrzucam jego opis…

Zasadniczo pomysł z drożdżami pt. Lalvin ICV D47 jest bardzo dobry. Produkują one bardzo zwarty osad który osadza się na dnie i nie ma problemów z klarownością  miodu – właściwie bez problemu osiągnąłem klarowny miód nie stosując żadnych klarwinów czy innych żelatyn. Osady są po prostu dużymi kulkami glutów które można by usunąć właściwie nawet ręką (o ile zdołałbym ją wcisnąć do bańki). Czas fermentacji też był bardzo szybki bo miodek zlany do bańki w połowie marca już w maju bez problemu nadawał się do picia i nie czuć było drożdży. Spożyliśmy tego w większości podczas imprezy na Grunwaldzie i panowie rycerze twierdzili, że to naprawdę zacny produkt 🙂 Ponieważ mają w tym doświadczenie więc i ja chodziłem cały w skowronkach…

Miód w sumie był trójniakiem bo na bańkę ok. 9l wlałem 3l miodu. Tym razem jednak nie wykonałem pełnego wygotowania miodu lecz tylko pogrzałem go do około 50C. Skutkiem tego w miodzie czuło się jeszcze woski pszczele i ogólnie jakoś tak świeższy był niż miody przemysłowe. Choć mam wrażenie, że te woski to bardziej posmak samego miodu który dostałem od Spycha. Niestety nie jestem niestety pszczelarzem więc nie jestem w stanie stwierdzić czy ten posmak wosku w miodzie to zaleta czy jego wada w każdym razie mi to nie przeszkadza a jakoś tak bardziej naturalne się wydaje niż w pełni „czysty” smak miodu pitnego.

Na przyszłość mam też nauczkę, że robiąc bańkę warto przyczepić kartkę z opisem jakie miody, drożdże, pożywki się użyło. Po zlaniu można odnieść się do jakości przez pryzmat użytych surowców. To dużo daje.

Kategoria: Miodki | LEAVE A COMMENT
lipiec 25

Piwo z jałowca

Dziś upolowałem w końcu coś o czym słyszałem od kilku osób ale nigdy nie udało mi się dopaść 🙂 Ową ciekawostką jest właśnie „piwo z jałowca”. Stężenie alko nie więcej niż 2-3%.

O owym piwku opowiadało mi kilka osób podczas różnych imprez typu jarmarki gdzie ponoć, gdzieś tam, jakaś kobieta taki wynalazek sprzedaje. Dziwiło mnie to niepomiernie bo zachodziłem w głowę jak z czegoś tak ciepkiego jak owoce jałowca można wypędzić piwko. Nigdy jednak nie zdołałem owego wynalazka znaleźć … aż tu nieoczekiwanie wracając przez olsztyńską starówkę natknąłem się na jarmark … i w pełnym upale mogłem zażyć chwili ochłody przy pomocy owego specyfiku.

Ogólnie próbowałem z kobieciny wyciągnąć jakieś informacje jak to „piwo” się robi… Po chwili już usłyszałem, że to jednak nie piwo a raczej podpiwek a ten jałowiec to tak jak chmiel dodatek a nie podstawa napoju. No i na koniec rozwalił mnie surowiec, który tak naprawdę fermentuje w tym podpiwku … a mianowicie jest nim … miód 🙂 Tak więc w sumie nie powinno to być „piwo jałowcowe” tylko „miód pitny dziesięciorak z dodatkiem jałowca”.

Sam specyfik jest mocno mętny, kolor bardzo słomkowy wygląda jak rozcięczone piwo pszeniczne. Alkoholu w ogóle nie czuć. Gazu zero. Drożdży ani z zapachu ani w smaku całkowicie nie czu. Zapach: czuć miód i coś gorzkiego. Smak w sumie bardzo podobnie bo jednocześnie czuć słodkie nuty miodu, ale także gorzkie tło chmielu i jałowca. Podsumowując: nie ma to nic wspólnego z piwem a bardziej po prostu „napój chłodzący lekko sfermentowany”. Oceny nie będę wystawiał bo to nie liga piwna ale jako napój do wypicia w gorący dzień jak najbardziej się nadaje… tyle że powinien być podany zimny, a nie jak ja dostałem wpół ciepły, a wtedy do wypicia na ławeczce w cieniu to naprawdę polecam.