Cydry z puchy
Cydry w mojej domowej produkcji pojawiają się zasadniczo w dwóch formach:
- forma naturalna czyli wyciskany soczek z jabłek i jego dalsza fermentacja
- forma „szybka” czyt. pucha nabywana przeważnie na Allegro
Tym razem skupię się na wersji puszkowej, ponieważ wersję tą uważam za tzw. „masówkę”…. czyli coś co mogę zrobić właściwie bez wysiłku a w lato można spokojnie sobie spożywać i częstować znajomych w dowolnych ilościach. No może ciut przesady z tymi dowolnymi ilościami ale zazwyczaj robię 2-3 warki na wiosnę i na gorące lato jak znalazł. Wynikiem jest produkt mający 3% czy 4% alko, lekko kwaskowaty i baaaaardzo ładnie wchodzący. A schłodzony… w upały… to po prostu rozkłada.
Przy okazji chciałbym tu wszystkich ortodoksów robiących: „piwo tylko ze słodu”, „cydry tylko z ręcznie wyciskanych owoców” itd. serdecznie pozdrowić i powiedzieć: bujać się chłopcy i dziewczęta 🙂 Puchy też są dla ludzi a gdy z owocami wiosną krucho to nie będę się wydurniał i całego lata siedział o suchym pysku i czekał na jesienne jabłka!
Jak owe cydry robić? Banalnie i dokładnie tak samo jak piwo z puchy więc każdy przepis na „piwo kitowe” tu pasuje. Różnice zasadniczo niewielkie:
- mogą fermentować w wyższych temperaturach – dlatego robię je na koniec sezonu piwnego tj. nawet w czerwcu gdy już ciepełko się robi
- dojrzewają baaaardzo szybko tj. nawet po 2-3 tygodniach nadają się do picia
- niektóre mają oddzielne saszetki ze „smakiem”, które dodajemy tuż przed wlaniem w butelki
Co warto spróbować? Moim zdaniem – oczywiście. Ja od przynajmniej dwóch lat robię kilka smaków:
- jabłkowy – tu trafiają mi w ręce najczęściej puszki: „Cider de Luxe”
- gruszkowy – to zasadniczo tylko puchy „Magnum”
- truskawka – j.w.
I tu powiem tak… mnie powala truskawa. Gruszka pijalna i ma swoich wiernych fanów. Jabłko jest OK choć czasami mnie drażni. PONOĆ są jeszcze w sprzedaży inne smaki np. „czarny bez” ale niestety nie udało mi się nigdy takowego nabyć 🙁 No na pewno nie umywa się to do cydru z naturalnego soku ale jak się nie ma co się lubi… to i wróbel w garści 😉
I na koniec: moim zdaniem warto bo niskim kosztem: wysiłku, czasu i ceny dostajesz doskonale pijalny produkt, idealny na gorące lato. Panie je uwielbiają bo są leciutkie, bez goryczki i lekko słodkawe.
P.S. A skąd mi się wziął ten temat na blogu? Właśnie kończę sączyć flaszeczkę doskonale schłodzonej truskawy… i polecam samemu spróbować bo naprawdę warto 🙂
Piwo domowe z ekstraktu
Tym razem wpis natury technicznej a nie stricte piwnej. Paru znajomych zaczyna robić własne piwka i co chwila powtarzam tą samą śpiewkę jak zrobić piwo w domu. Zaznaczam od razu: nie mam czasu na zabawę w gotowanie i wszystkie piwa robię z ekstraktów. Uważam, że to dobry sposób na rozpoczęcie przygody z własnym piwem: efekt właściwie pewny a ilość roboty i nieskomplikowana procedura tylko ułatwia wejście „w świat”. Jak puchy nie będą już „jarać” to siadajcie do ziarna – przygoda ciekawsza.
Krok 1: surowiec i narzędzia
Początek to miejsce na fermentację – ja używam frementatorów z browamatora. Kupuję taki z kranikiem + bez rurki na górze. Do kompletu warto dokupić termometr w pasku naklejany na bok bańki oraz tzw. reduktor osadów (taki mały „dżingiel” do nałożenia od wnętrza na kranik).
Dodatkowo warto też kupić sobie coś do mieszania – u mnie jest to plastikowa łyżka… ale ważne TYLKO do piwa. Nie używam jej do zup czy innych bigosów 🙂
Z materiałów potrzebujesz jeszcze: butelki, kapsle, kapslownicę. Butelki zdobywa się tak: ogłaszasz „ROBIĘ PIWO” i robisz imprezę w domu zakazując przynosić ze sobą puszki. Po zakończeniu zbierasz butelki, opłukujesz je (szybko póki pozostałe resztki nie zeschną się na dole) i masz gotowy materiał. Kapsle i kapslownice kupujesz … Pomysł ze zbieraniem zużytych kapsli i użyciem ich ponownie podaruj sobie.
Do wyrobu warki potrzebujesz puchę… minimum jedną – tu oferta duża itd. W komplecie dostajesz: nachmielony ekstrakt oraz pod plastikowym kapselkiem puszki woreczek z drożdżami a także czasami nawet instrukcję. Tu pojawia się mały niuans bo w instrukcji piszą, że aby było dobrze to trzeba to jeszcze dosłodzić i polecają kilo cukru… ja zrobiłem tak tylko raz – zapach rafinerii odstrasza. Jak ktoś chce jechać po kosztach to proszę ale ja zdecydowanie polecam nabycie drugiej puszki (tu uwaga NIECHMIELONEJ). Kupując na necie przeważnie są w oddzielnych działach niż te chmielone. Pucha powinna pasować do gatunku piwa tj. ciemne do ciemnych, jasne do jasnych itd. ale tu właśnie jest pole do manewru nawet robiąc piwo z puchy. Właśnie to jaką drugą puchę dodasz możesz wpłynąć na to co wymyślił producent w podstawowej puszce. Polecam wizytę na stronach np. WES – wybór duży. W każdym razie ja zawsze dodaję drugą lub dwie mniejsze w różnych smakach (łącznie ok. 1,8kg) a nie cukier czy słód w proszku. Czasami używam też od razu zestawów dwu puszkowych (Muntos robi takie np. Stout wersja Gold).
Krok 2: Zalewamy i fermentacja burzliwa
Zalanie puszek wydaje się trywialne… ale opiszę jak ja to robię bo o to jest sporo pytań:
- Najpierw czyszczenie fermentatora tj. myję go, czasem też przepłukuję pirosiarczynem np. gdy rozpoczynam sezon i fermentator stał parę miesięcy nudząc się
- Gotuję czajnik wody (ok. 2,5l)
- Otwieram puchy i przygotowuję je do wlania (warto je przedtem wsadzić do ciepłej wody na 1h żeby słód był ciut bardziej płynny)
- Wlewam czajnik wody do fermentatora lejąc po ściankach tak żeby wrzątek przy okazji zdezynfekował choć trochę sprzęt. Przy okazji opłukuję też łychę do mieszania
- Wstawiam drugi czajnik wody
- W międzyczasie wlewam zawartość puch do fermentatora i łychą staram się tak to zamieszać żeby słód się rozpuścił – ważne jest to żeby robić to w gorącej wodzie bo w zimnej niestety można mieszać dłuuuugi czas.
- Po drugim zagotowaniu wody część z niej wlewam do opróżnionych puszek żeby rozpuścić to co pozostało, reszta wody idzie do bańki. Uważaj wrzątek bardzo mocno nagrzewa puchę – można się poparzyć.
- A teraz to już tylko odkręcam kran aż zacznie lecieć naprawdę zimna woda i za pomocą puszek dopełniam wodą do owych 22l. Celowo używam do tego puszek żeby do końca wypłukać z nich ekstrakt. Po dopełnieniu woda powinna mieć w okolicach 20-23 stopni temperatury. Uważaj na to bo drożdże w zbyt wysokiej temperaturze zdychają a w zbyt niskiej zapadają w letarg.
- Na sam koniec wsypuję drożdże + ostatnie zabełtanie całości
- Dekiel na wierzch (bez domykania bo ciśnienie wysadzi fermentator) i czekamy… Po dobie na wierzchu powinieneś mieć piękną warstwę piany, która zniknie po kolejnych 2-3 dniach. Zasadniczo piwo w tym czasie ma jeszcze mało alkoholu w sobie i jest mocno podatne na zakażenia – unikaj trzymania fermentatora otwartego na oścież w czasie fermentacji. Niektórzy praktykują tu mieszanie brzeczki co jakiś czas w celu napowietrzenia – ja tego nie praktykuję. Moim zdaniem jednak druga skrajność tj. kupienie fermentatora z rurką u góry i domknięcie dekla na czas fermentacji to przesada – nie możesz śledzić przebiegu procesu – oglądanie pianki jest przyjemniejsze niż bulgot rurki 😉
Krok 2: Zlanie znad osadów
Po około 5 dniach stawiam fermentator na stół i zlewam całość do gara tak żeby osad zbytnio się nie podniósł. Po zlaniu na dnie fermentatora mamy około 1-2cm lepkiej mazi… czyścimy to i piwo wraca na swoje miejsce. Ten zabieg powoduje że usuwamy z młodego piwa część osadów – przy końcowym zlewaniu do butelek dużo mniej idzie nam tego do flaszki i piwo będzie bardziej klarowne.
Krok 3: Kapslowanie
Teraz najbardziej pracochłonna część robienia piwa:
- 40 butelek ląduje w wannie i zalewam to ciepłą wodą z odrobiną płynu do mycia naczyń
- Moczy się to to ze 2-3h żeby wszystkie osady, nalepki itd. miały czas się namoczyć
- Potem już upierdliwa robota – każdą flaszkę trzeba opłukać, zdjąć nalepkę, zajrzeć do środka czy coś nie zostało na dnie i poddać sterylizacji (moczenie lub wypsikanie od wnętrza pirosiarczynem).
- Flaszki lądują na suszarce… no to właśnie taka miła choć ciut drogawa zabaweczka którą warto nabyć. Są takie zintegrowane z mechanicznym sterylizatorem.
- Do każdej flaszki wsypuję ok. ćwierć lub pół łyżeczki cukru – ten zabieg zapewni ci gaz z butelce … nie przesadzaj bo widok wybuchających butelek nie jest miły. Używam tu cukru, jest go tak mało że nie wpływa na smak a rozpuszcza się lepiej niż słód w proszku.
- Teraz zlewam piwo do butelek i kapsluję. Na koniec przyklejam etykietę…
Krok 4: Fermentacja cicha
Tu już jest miło… butelki powinny leżeć w około 20-25C przez około tydzień. To ten cukier co dodałeś na końcu powinien pozwolić drożdżom na zrobienie gazu.
Krok 5: Leżakowanie
Teraz na 1-5 miesięcy do piwnicy… wiem – trzeba mieć nieludzką cierpliwość żeby tyle wytrzymać 🙂 Ale metodą jest zrobienie od razu kilku warek, jedna po drugiej – bardziej zajmujesz się robieniem kolejnych niż niecierpliwym zerkaniem jak tam idzie dojrzewanie.
No to i tyle… potem pijemy 🙂
Na koniec jeszcze kilka rad:
- Warto kupić pirosiarczyn w dużym opakowaniu np. 1kg – starczy na długo a i nie będziesz miał skrupułów raz na jakiś czas przemyć narzędzia.
- Czystość, sterylizacja i jeszcze raz czystość to twoi przyjaciele a nie wrogowie czy zło konieczne. Nic tak nie wk…wia jak wyjęcie z piwnicy po paru miesiącach piwa, które jest skwaśniałe bo „sie zapomniało” umyć fermentator czy na dnie butelki została odrobina jakiegoś syfu. Gorsza jest jednak dezaprobata osoby, którą poczęstujesz takim piwem, o którym już pewnie trajkoczesz na lewo i prawo.
- Chroń wnętrze fermentatora przed zarysowaniem
- Warto na etykiecie zawrzeć datę i jakich materiałów użyłeś – potem, jak bierzesz po pół roku czy roku piwo w dłoń, jesteś w stanie ocenić z czego i kiedy robiłeś piwo. To potem pomaga ocenić jakie gatunki dobrze ci wychodzą i co ponowić 🙂 Ja cały czas trzymam po kilka sztuk piw z warek sprzed 2-3 lat i systematycznie je podpijam. Z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że i nawet 3-letnie piwo smakuje doskonale.
- Warto kupić drukarkę i samemu tłuc etykiety… Znalezienie jakiegoś magika do Corela czy innego programu graficznego, który przygotuje ci wzór etykiet nie powinno być problemem. Samodzielne modyfikowanie tekstów na niej to już potem prościzna.
- Pamiętaj że etykieta świadczy o tobie. Dzięki niej osoby które częstujesz piwem nie patrzą na to jak na podejrzaną ciecz a na produkt profesjonalisty. Nic tak nie deprecjonuje piwowara jak zostawienie starych etykiet z oryginalnych piw … Piwo się liczy, jego smak i w ogóle, ale spójrz na półki w sklepach to WYGLĄD produktu zachęca do niego a nie smak. Nawet jeśli piwo będzie rewelacyjne ale podane w obrzydliwy sposób to nie zyskasz tą drogą fanów swoich piw.