marzec 20

Gust jest jak dupa…

… każdy ma swoją.

Pod tym średnio elokwentnym określeniem kryje się coś co ostatnio daje mi wiele do myślenia a na pewno nabieram dystansu do niektórych „wojujących degustatorów” 😉

Dla przykładu podam akcję z ostatnich czasów gdy wpada do mnie znajomy i podsumowuje, że to co ja uznaję za „słabe” to są zajebiste wina. Oczywiście to taki gość co niesamowicie upiera się na oglądanie półki w piwnicy, na której gromadzę nieudane produkcje… z przeznaczeniem na grzańca bo do niczego innego się nie nadają. Tym razem padło na pół słodkiego merlota. Produkt, który u mnie wzbudza mało miłe uczucia na samym początku układu pokarmowego zwanego pospolicie „cofką”… a gość mi tu wyjeżdża z tekstem, że „nigdy nie pił lepszego wina”. Szczenę z gleby zbierałem szufelką przez kolejne pół godziny 🙂 Co ciekawe nie była to typowa ściema pt. „mam wino za free to posmalę trochę ego winiarzowi”, bo koniecznie chciał nabyć kilka flaszek drogą kupna dla małżonki. Dostał je za free 🙂 a i potem, jego żona zachwalała co to za nie wspaniały produkt.

Drugim przykładem jestem ja sam. Otóż od jakiegoś czasu zmieniono skład piwa pt. Warnijskie z Kormorana. Maciek dodał do niego amerykański chmiel zwany Citrą. Do piwa, które było przeciętne, żeby nie powiedzieć takie sobie… dodano coś co w moich oczach zrobiło z tego produktu naprawdę mega wynalazek. Długo czekałem na lekkie piwo, do którego ktoś dodał Citrę i nie zrobił z tego jakiegoś chmielowego wariactwa typu 80 IBU. Z drugiej strony trzeba stwierdzić, że to piwo z beczki smakuje duuuuuużo lepiej, niż z butelki – aromat cytrusów jest 5x mocniejszy! Autentycznie wpadając do Starej Warszawskiej, jak widzę Warnijskie z kija to właściwie nic innego w kufel nie leję a kubki smakowe po prostu same walca tańczą 🙂 A teraz sedno: barmani opowiadają mi, że wpada ktoś do lokalu, mówi, że zachwalam to piwo na blogu czy facebooku (swoją drogą nie mam pojęcia kto to był 🙂 ) a oni czują w nim DMS czy wręcz twierdzi, że jest zepsute i zwraca do baru.

I weź tu nie podsumuj tego tytułem powyższego posta???

Tak się zastanawiam… istnieje gust idealny? Istnieje „idealne piwo”?? „Idealne wino”??? Powiem to jasno i głośno: NIE! Jednemu smakuje DMS. Drugiemu smakuje chmielenie piwa tak że masz wrażenie, że ktoś ci wciera sosnowe igły w język. Trzeciemu smakuje wino z półki „do wywalenia”. Każdy z nich będzie twierdził, że TO JEST TO. Ktoś z boku popuka się w czoło…

A ja po prostu powtórzę tytuł: „gust jest jak dupa… każdy ma swoją”.

P.S. A na hasło „DMS” to ostatnio wysypki dostaję…

marzec 5

Zimowe winobranie

Owszem tym razem nie „Jesienne Wino” ale zimowe. Operacja z grudnia pt. załadować mrożonki do baniek ma się na ukończeniu.

Przypomnę – w okolicach grudnia wywlekłem pingwiny z zamrażalnika i dokonałem ich śmiałego abordażu na 4 bańki. Pingwinami były mrożone w lato mielone owoce tj. malina, truskawka, porzeczka, które dzielnie pakowałem w znormalizowane pojemniczki i mroziłem. A w okolicach grudnia wsadziłem to to do czterech baniek po 30l i zaszczepiłem drożdżami. Oczywiście dodałem też całkiem sporo cukru żeby diabełki też miały co robić 🙂

No a teraz wynik…

  • malina – rewela. Klarowność idealna, kolor idealny. Smak: wyszło lekkie, deserowe wino półwytrawne. Wchłania się miło.
  • truskawa – niewielka porażka. Klarownośc idealna, kolor… no właśnie: żółty. W sumie to zastanawia mnie skąd to się wzięło? Smak: idealne deserowe półwytrawne wino. Jestem w sumie zadowolony bo to smak w truskawie był wyznacznikiem ale kolorek też musi być 🙁
  • porzeczka – rewela…
  • malina na miodzie czyli zamiast cukru brzeczka posłodzona miodem – t0 miała być powtórka miodka zwanego maliniak, który rok temu wyszedł po prostu obłędnie. Niestety oryginału nie udało się dogonić. Owszem: kolor w normie, klarowność też… ale smak owszem niezły ale to nie pierwsza liga.

W najbliższym czasie planuję operację wielkie zlewanie do butelek… oj będzie się działo 🙂

Kategoria: Wina | LEAVE A COMMENT
luty 9

„Bo tobie wszystko wychodzi”

Ostatnio jeden taki rozłożył mnie na łopatki tym tekstem… No to pragnę zakomunikować – NIE WSZYSTKO mi wychodzi 🙁

Owa fama rozchodzi się chyba z powodu tego, że eksperymenty robię na małych bańkach po 5l lub mniejszych a dopiero gdy mam ustabilizowany i przewidywalny przepis organizuję większą bańkę. Skutek tego jest taki, że rzeczywiście duże bańki prawie zawsze wychodzą… a z małymi jest różnie. Ponieważ mało jest wtedy skaszanionego produktu to nie szkoda wylać czy łatwo ukryć na dnie piwniczki. Choć jest taka jedna półka, którą omijam szerokim łukiem… a idzie w ruch tylko z okazji robienia grzańca – to co tam się wleje i zamiesza i tak nie ma znaczenia 🙂

Testy i zabawy mają niestety tendencję do tego, że raz wyjdą, raz nie wyjdą… z naciskiem na nie wyjdą bo niektóre pomysły naprawdę są z czapy 🙂

Ostatnio wstawiane wino z pomarańczy niestety chyba klasyfikuje się do pojęcia gniot. Za bardzo czuć w nim skórki… Myślę jednak, że w przyszłości spróbuję jeszcze raz szczęścia na tym polu ale tym razem spróbuję inaczej wyciskać sok i tym razem w 100% pozbędę się jakichkolwiek pozostałości moszczu – tylko i wyłącznie sok.

Miodek z liczi też chyba pójdzie do zlewu bo posmak jakiś dziwny i to nie to… Ale wstawiana tego samego dnia bańka z miodem ananasowym zapowiada się na coś naprawdę bombowego 🙂

Kategoria: Inne, Miodki, Wina | LEAVE A COMMENT
styczeń 19

Wino z… pomarańczy

Na początek zdementuję poprzedni post dot. miodu z cebulą. Owszem wstawiłem go – to prawda… ale po tygodniu musiał pójść do zlewu bo jebało tak po całości, że do domu nie dawało się wejść.

Przechodząc do meritum… W dniu wczorajszym namierzyłem nową dostawę pomarańczy w nieodległym sklepie. Nabyłem sobie radośnie 1kg i po powrocie do domu spożyłem sobie jedną tak dla sportu. Okazało się, że ta pomarańcza jest wyjątkowo słodka i smaczna… No to w przypływie radości zakupiłem jeszcze 8kg. Dziś dokonałem operacji wyciśnięcia soku i załadowania tego do bańki 5l. Wycisnąłem w końcu tylko 5kg i uzupełniłem to trochę wodą bo było to to zbyt gęste. Aromat podniosłem tarkując skórkę jednej z pomarańczy. Do kompletu 1kg cukru, żeby miało trochę diabełków… Całość zaprawiona drożdżami miodowymi.

No i zobaczymy co z tego będzie za kilka tygodni. Autentycznie ciekaw jestem co z tego wyjdze :-))))

grudzień 16

Sezon znów rusza…

Z dna zamrażalki wykopałem kilkanaście „kostek”, które dzielnie molestowałem jesienią 🙂

Cała zabawa polegała na tym, że nabyłem drogą kupna w Marko 100 opakowań jednorazowych w formie niewielkich plastikowych pudełeczek (5 cm wysokości, 4 cm szerokości i 8 cm długości) a potem jesienią radośnie pakowałem do nich to co zdołałem kupić na rynku. Do maszynki do mielenia i potem do zamrażalnika powędrowały więc: maliny i to zarówno te letnie jak i jesienne, truskawki, porzeczki… i na koniec oczywiście kurki 🙂 Co prawda niektórzy twierdzą, że zrobię wino nawet z gwoździ, to z kurek takowego nie mam zamiaru robić… ale zapewniam, że jajecznica z kurek w środku zimy to czad na maxa… W każdym razie 2/3 zawartości zamrażalnika stanowiły owe kostki i pod koniec stwierdziłem, że rozumiem na czym polega współczesny handel międzynarodowy wraz z pojęciem „uniwersalnego kontenera” 🙂 Skutek na pewno był taki, że normalnie do zamrażalnika wchodzi o około 30-40% mniej „towaru”. Po „sprzętowej kompresji” i umieszczeniu w znormalizowanych opakowaniach upakowanie zdecydowanie się poprawiło. No i byłem w stanie przetrzymać do zimy 50 pudełeczek wypełnionych przeróżnym dobrem…

Przechodząc do rzeczy – właśnie zaczynam „operację zimową”. Polega ona na wsadzeniu zawartości zamrażalnika do baniek, dodaniu cukru i dosypaniu drożdży 😉 Oczywiście nie kurek, ryb i mięs… Na pierwszy front poszły maliny bo jesienne wino z malin rozeszło się w tempie zastraszającym i chyba pora powtórzyć sukces. Drugim frontem będzie truskawa, która także znikła już praktycznie z piwnicy.

Tak więc drogie dziadki… za 1,5 miesiąca możecie spodziewać się kolejnej dostawy 🙂

Kategoria: Wina | LEAVE A COMMENT