1 COMMENTS :

  1. By Ewa on

    Polskie sklepowe „cydry” są słodkie z kilku względów.
    Po pierwsze, podobno przeciętny polski konsument preferuje cydr słodki od wytrawnego (mówił o tym kiedyś producent Cydru Lubelskiego).
    Po drugie, według mojej wiedzy, są one produkowane nie z tych odmian jabłek, z których tradycyjnie robi się cydry w Normandii czy inne celtyckie. To, że w Polsce mamy nadwyżkę jabłek jeszcze nie oznacza, że te jabłka nadają się na dobry cydr. Na szarlotkę, soki czy przetwory pewnie tak, ale żeby nie wiem jak się starać, nie wyjdzie z tego wykwintny cydr. No, może kilku polskich cydrowych pasjonatów jest w stanie coś tam osiągnąć, jednak nie będzie to według mnie tak dobry produkt jak cydr normandzki czy bretoński. Nie ta liga, koniec, kropka.
    O co chodzi z polskim jabłkiem? O to, że nie jest starą odmianą, rośnie na innej glebie niż ta we Francji, Anglii czy Hiszpanii, dostaje też inne nasłonecznienie czy nawozy. To wszystko wpływa na ilość tanin, naturalnych kwasów i całej rzeszy istotnych „szczegółów”, które razem wzięte wpływają na efekt końcowy. To trochę jak z kartoflem: jedna odmiana nadaje się na puree ale zupełnie inna na frytki. Jak je zamienisz, to niby wyjdzie Ci jedno i drugie danie, ale będzie to danie przeciętne a nie doskonałe. Pewnych rzeczy, szczególnie związanych z klimatem, nie przeskoczymy i trzeba to otwarcie przyznać.
    Po trzecie, realizacja takiego np. cydru normandzkiego wiąże się ze sporymi nakładami w postaci: a) ilości pracowników, którzy zbierają jabłka ręcznie – jabłko, które spadło na ziemię od momentu zetknięcia z nią zaczyna fermentować, więc nie może być strącone z drzewa; b) ilości surowca, czyli moszczu jabłkowego (podkreślam: moszczu, nie: zagęszczonego soku!) oraz c) czasu potrzebnego na przeprowadzenie fermentacji. Polskie cydry (no, może z paroma wyjątkami) są robione z soków, bo tak jest łatwiej i taniej. Wali się tam cukier, żeby przyspieszyć fermentację. Czas to pieniądz zaś towar ma opuścić magazyn najszybciej jak to możliwe.
    Po czwarte, jak sam zauważyłeś, wszystkie te cydry są klarowane, więc nie ma tu w ogóle mowy o jakiejkolwiek refermentacji w butelce, a to przecież też wiele wnosi nam doznania sensoryczne.
    Po piąte, śmiem twierdzić, że polskie cydry sklepowe są poddawane sztucznej saturacji, przeciwnie do tego jak to jest w przypadku dobrych cydrów angielskich czy francuskich.
    I nawet jeśli ktoś zdobędzie bretońskie czy inne szczepy drożdży, ale realizuje cydr na soku z niewłaściwej odmiany jabłek, to żeby nie wiem jak szumny PR nad tym robił, nie przeskoczy do wyższej ligi.

    Szkoda tylko, że przez takich producentów polski konsument nabiera złych nawyków. No, ale w końcu od tego są tacy blogerzy jak Ty: żeby pokazywać ludziom inne możliwości.
    Przeciętny polski konsument zwraca uwagę na stosunek woltażu do ceny. Jeśli ma wydać 20zł na butelkę cydru o pojemności 750ml, w której znajdzie „tylko” 4,5% alkoholu, to będzie wolał kupić wino, które ma tych procentów 16.
    Sprowadzenie cydru z Francji, Anglii czy Hiszpanii jest tak samo upierdliwe jak zabawa ze sprowadzaniem wina. Trzeba mieć na to specjalne papiery i dodatkowo zatroszczyć się ich obanderolowanie (niezależnie od tego ile procent miałby mieć ten cydr), zaś to generuje dodatkowe koszty. Marży na cydrze nie da się ustalić tak wysokiej jak na winie. Jest więc to krok bardzo ryzykowny i dlatego jak na razie stosunkowo łatwo znajdziesz jakieś francuskie cydry tylko we francuskich supermarketach, które same sobie organizują import (np. E.Leclerc, Carrefour) lub rzeczonej Almie, która jak powszechnie wiadomo, stawia na produkty najwyższej jakości i adresy=uje swoją ofertę do ludzi, którym zależy na smaku, w drugiej kolejności na pieniądzach.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.