grudzień 6

Serbia jeszcze raz

Jakiś czas temu popełniłem wycieczkę do Serbii a potem ten wpis. Ostatnio jednak w końcu obrobiłem zdjęcia, które macie do obejrzenia poniżej.

Invalid Displayed Gallery

Wrzuciłem tu właściwie tylko ich fragment ze szczególnie miłego mi zakątka 🙂 Ten zakątek to ulica Skadarska (Skadarija) znajdująca się w samym centrum Belgradu.

Na pierwszych zdjęciach widać ją o poranku. Pusto, cicho, knajpy pozamykane. Wieczorem jednak miejsce to zmienia się nie do poznania. Uliczka właściwie cała jest zastawiona ogródkami piwnymi i naprawdę to co tam się dzieje zakrawa na jakieś szaleństwo. Piwo, rakija i wino leją się potokami. Najciekawsze jest jednak to, że w każdej knajpie siedzi jakiś zespół, który gra i śpiewa z ludźmi piosenki. Gitara, kontrabas i inne smyczkowe są non stop w ruchu. Do tego ludzie znają więcej tekstów niż nasi (wielokrotnie ograniczający się do „sto lat”) i cała knajpa śpiewa a nie mruczy coś pod nosem! W czasie wycieczki spędziliśmy tam prawie wszystkie wieczory i naprawdę było wesoło.

Na końcowych zdjęciach widać też, że drzewo wcale nie musi przeszkadzać w budowie ogródka knajpy. U nas wycięto by to natychmiast – tam natomiast dało się to skomponować tak, żeby miało ręce i nogi a co ważniejsze drzewo dalej rosło.

wrzesień 6

Serbia… fajowo ale…

No dobra – pora uzupełnić zaległe wakacyjne wpisy…

Otóż w lipcu udało mi się dokonać śmiałego skoku na południe. Śmiały to takie dumne słowo ale po prostu władowaliśmy się z trójką znajomych w samolot i wio. Słowem wstępu powiem tak: zadowolony jestem z wyjazdu na pełne 150% no ale to ale być musi 🙂

Jadąc od początku… przelot, dojazd itd. same nudy. Zamelinowaliśmy się w Belgradzie może 50m od ulicy Skadarskiej. Uliczka ta do dla mnie ewenement po całości. Tona ludzi, kupa żarcia, piwo i wino leje się potokiem… a do kompletu w każdej knajpie gra się i śpiewa aż miło.

Kolejny etap to żarcie… uwierzcie Serbowie są rozkosznie wręcz zryci na punkcie mięsa. Mega wypas, mega jakość i ogólnie – tam nikt nie wydurnia się np. w jakąś sałatę do mięsa. Takie Pleskavice jak tam jadłem to nigdzie (poza stekami w Argentynie) nie jadłem takiego kawała mięcha i tak zajebiście przyrządzonego.

Wracając do treści bloga:

  • Piwo w Serbii… no i tu zaczynają się zgrzyty. Po sklepach i knajpach zasadniczo widać tylko dwa: Jelenia i Lwa. Czasem przewija się coś jeszcze ale to naprawdę, rzadko do spotkania i poza eurolagerem nic nie udało nam się dopaść.
  • Wina – tu już mamy zdecydowanie lepiej. Na półkach sporo lokalnych produktów. W każdej knajpie, na pytanie czy mają lokalne wino, natychmiast coś się znajdzie. Często w butelce typu pet ale jak dla mnie pełna jazda. Widać, że ten region zdecydowanie zajmuje się winogronami a nie piwem 🙂
  • Rakija – no cóż… trzeba przyznać, że berbeluchę wyniesiono tu do rangi napoju bogów. Co prawda ja gorzały nie tykam z samego założenia ale trudno było nie przywieźć tego i owego. Jak dla mnie odlot.

Więc wracając do podsumowania: warto tam jechać.