maj 8

Musujące miody pitne

Zdarzyło mi się kilka razy popełnić „błąd” pt. zakorkowanie nie do końca odfermentowanego miodu. Wynik takiego działania jest taki,  że póki miód jest w piwniczce, w niskiej temperaturze, to jest spoko… ale wystarczy wziąć go do ciepła na kilka tygodni i delikatnie się gazuje. Problem w tym, że u mnie miody leżakują w bańce minimum pół roku i moim zdaniem, bez użycia chemii, jest to nie do uniknięcia bo w miodzie zawsze jest cukier i choćbym go trzymał w bańce 2 lata to zawsze coś tam, w cieple, się nabuzuje. Tam gdzie jest cukier i jakieś resztki drożdży to zawsze kończy się to w jeden sposób… dalszą fermentacją.

Zaznaczyłem, że „bez użycia chemii” bo rozwiązaniem jest władowanie w bańkę stabilizatora. Tak, tak – są takie gotowe saszetki, do kupienia np. na allegro czy w browamatorze, gdzie w składzie jest pirosiarczyn potasu (zabija drożdże), jakieś stabilizatory itd. Problem w tym, że ja chcę uniknąć dodawania takich substancji w mojej produkcji…. no i zapomniałem, że mogę miód pasteryzować – w sumie ciepłem też można ubić drożdże – ale to także zniszczy to co chcę zachować w miodzie. Wydawać by się mogło, że wyjścia nie ma. Tak źle i tak niedobrze…

Tu w pomoc przychodzi mi opisywany niedawno gust, który jest jak d… Ostatnio zlałem w małe buteleczki miód z żurawiną, który właśnie nabawił się tej przypadłości pt. lekkie nagazowanie. I wiecie co: moim zdaniem oraz paru osób, które go próbowały… ten gaz dodaje miodowi atrakcyjności. Gaz delikatnie drapie w gardło. Daje takiego delikatnego pazurka do smaku, przy którym trunek jest bardziej pijalny. Gaz podnosi tu walory smakowe a nie psuje!

Moim zdaniem i w porozumieniu z moją d… zwaną gustem – uważam, że takie lekkie zgazowanie dodaje atrakcyjności trunkowi a nie stanowi jego wadę. Możliwe, że w przyszłości, dla niektórych miodów, celowo będę doprowadzał do lekkiego nagazowania – to po prostu jest smaczne 🙂

Kategoria: Miodki | LEAVE A COMMENT
lipiec 30

niewypały… jednak w to uwierzę…

W poprzednim poście pisałem o miodzie „bez-leśnym”, który nie wyszedł… „bo nie”. Wysunąłem tezę żeby bardzo mocno przyglądać się co ląduje w miodzie i jeśli nie smakuje „na sucho” – to mocno się zastanawiać czy tego użyć. Jednak pisałem tego posta w przerwie czyszczenia mieszkania z majowo-czerwcowej fantazji miodowej. Do butelek poszły miody: z dereniem, z owocem bzu, z czarną porzeczką, z kwiatem bzu. Miody z głogiem i akacją już dawno siedzą w piwnicy 🙂

Po zakończeniu pisania przewietrzyłem też zapas miodnych i winnych bubli, który stoi sobie w plastikowych baniaczkach… tj. w poprzednim roku robiłem miodek czwórniaczek… hmm chmielony i z jałowcem. Był to pomysł w sumie z d… wzięty ale czemu nie – w końcu 10l miodu czwórniaka to tylko trochę ponad 2l samego surowca. Uważam, że warto. No ale do rzeczy… miód owy był używany do grzańców w czasie grilli zimowych i był taki sobie: gorzki i jakiś taki niesmaczny. W bańce zostało jakieś 2l i tak sobie stały i stały. Teraz okazało się, że miodek nabrał miłych walorów smakowych. Goryczka chmielu i jałowca jest dalej ale jakoś tak się przegryzła i nie razi jak wcześniej.

Chciałbym tu więc odszczekać moje zwątpienie, że miód czy wino, które wychodzi niesmaczne zaraz po zakończeniu produkcji, po roku czy dwóch raptem okazuje się w porządku. Owe „nabieranie smaku z czasem” czy „poprawianie się z czasem” zdarza się i owy chmielony miód jałowcowy jest tutaj zdecydowanie zacnym przykładem. I to pomimo przechowywania go plastikowym baniaczku wypełnionym w 30%… hmmm choć tak w sumie to się zastanawiam czy właśnie owe powietrze w tym baniaczku nie spowodowało, że goryczki po prostu się ulotniły z miodu.

P.S. No ale wino z jabłka nigdy się nie poprawi… jest tragiczne dokładnie tak jak było wcześniej 🙂

Kategoria: Miodki | LEAVE A COMMENT