lipiec 30

niewypały… jednak w to uwierzę…

W poprzednim poście pisałem o miodzie „bez-leśnym”, który nie wyszedł… „bo nie”. Wysunąłem tezę żeby bardzo mocno przyglądać się co ląduje w miodzie i jeśli nie smakuje „na sucho” – to mocno się zastanawiać czy tego użyć. Jednak pisałem tego posta w przerwie czyszczenia mieszkania z majowo-czerwcowej fantazji miodowej. Do butelek poszły miody: z dereniem, z owocem bzu, z czarną porzeczką, z kwiatem bzu. Miody z głogiem i akacją już dawno siedzą w piwnicy 🙂

Po zakończeniu pisania przewietrzyłem też zapas miodnych i winnych bubli, który stoi sobie w plastikowych baniaczkach… tj. w poprzednim roku robiłem miodek czwórniaczek… hmm chmielony i z jałowcem. Był to pomysł w sumie z d… wzięty ale czemu nie – w końcu 10l miodu czwórniaka to tylko trochę ponad 2l samego surowca. Uważam, że warto. No ale do rzeczy… miód owy był używany do grzańców w czasie grilli zimowych i był taki sobie: gorzki i jakiś taki niesmaczny. W bańce zostało jakieś 2l i tak sobie stały i stały. Teraz okazało się, że miodek nabrał miłych walorów smakowych. Goryczka chmielu i jałowca jest dalej ale jakoś tak się przegryzła i nie razi jak wcześniej.

Chciałbym tu więc odszczekać moje zwątpienie, że miód czy wino, które wychodzi niesmaczne zaraz po zakończeniu produkcji, po roku czy dwóch raptem okazuje się w porządku. Owe „nabieranie smaku z czasem” czy „poprawianie się z czasem” zdarza się i owy chmielony miód jałowcowy jest tutaj zdecydowanie zacnym przykładem. I to pomimo przechowywania go plastikowym baniaczku wypełnionym w 30%… hmmm choć tak w sumie to się zastanawiam czy właśnie owe powietrze w tym baniaczku nie spowodowało, że goryczki po prostu się ulotniły z miodu.

P.S. No ale wino z jabłka nigdy się nie poprawi… jest tragiczne dokładnie tak jak było wcześniej 🙂

Kategoria: Miodki | LEAVE A COMMENT
lipiec 25

Piwo z jałowca

Dziś upolowałem w końcu coś o czym słyszałem od kilku osób ale nigdy nie udało mi się dopaść 🙂 Ową ciekawostką jest właśnie „piwo z jałowca”. Stężenie alko nie więcej niż 2-3%.

O owym piwku opowiadało mi kilka osób podczas różnych imprez typu jarmarki gdzie ponoć, gdzieś tam, jakaś kobieta taki wynalazek sprzedaje. Dziwiło mnie to niepomiernie bo zachodziłem w głowę jak z czegoś tak ciepkiego jak owoce jałowca można wypędzić piwko. Nigdy jednak nie zdołałem owego wynalazka znaleźć … aż tu nieoczekiwanie wracając przez olsztyńską starówkę natknąłem się na jarmark … i w pełnym upale mogłem zażyć chwili ochłody przy pomocy owego specyfiku.

Ogólnie próbowałem z kobieciny wyciągnąć jakieś informacje jak to „piwo” się robi… Po chwili już usłyszałem, że to jednak nie piwo a raczej podpiwek a ten jałowiec to tak jak chmiel dodatek a nie podstawa napoju. No i na koniec rozwalił mnie surowiec, który tak naprawdę fermentuje w tym podpiwku … a mianowicie jest nim … miód 🙂 Tak więc w sumie nie powinno to być „piwo jałowcowe” tylko „miód pitny dziesięciorak z dodatkiem jałowca”.

Sam specyfik jest mocno mętny, kolor bardzo słomkowy wygląda jak rozcięczone piwo pszeniczne. Alkoholu w ogóle nie czuć. Gazu zero. Drożdży ani z zapachu ani w smaku całkowicie nie czu. Zapach: czuć miód i coś gorzkiego. Smak w sumie bardzo podobnie bo jednocześnie czuć słodkie nuty miodu, ale także gorzkie tło chmielu i jałowca. Podsumowując: nie ma to nic wspólnego z piwem a bardziej po prostu „napój chłodzący lekko sfermentowany”. Oceny nie będę wystawiał bo to nie liga piwna ale jako napój do wypicia w gorący dzień jak najbardziej się nadaje… tyle że powinien być podany zimny, a nie jak ja dostałem wpół ciepły, a wtedy do wypicia na ławeczce w cieniu to naprawdę polecam.