marzec 16

Miód pitny przepis cz.3 Nastaw

W końcu etap który tygryski lubią najbardziej czyli samo uruchomienie fermentacji…

Zanim przejdziemy do samego wstawienia powinniście wiedzieć jeszcze o pojęciu „sycenia” miodu. Ogólnie chodzi o gotowanie brzeczki miodowej. Szkoły są dwie:

  • gotujemy – powstaje miód sycony
  • nie gotujemy – powstaje miód niesycony

Prawda, że proste? Ale na poważnie to różnic jest kilka. Po pierwsze gotowanie wyjaławia brzeczkę przez co naturalna flora będąca w miodzie nie „przejmie kontroli” nad nastawem. Wynik naszych operacji jest bardziej przewidywalny i mniejsze ryzyko skażeń bakteryjnych czy innych. Gotowanie brzeczki powoduje też pozbycie się dodatków, które naturalnie są w miodzie np. wosków itd. (w postaci piany, którą ściąga się w czasie gotowania). Miody sycone potrafią wyżej wyfermentować czyli dać więcej alko. Ja uważam jednak, że nie tędy droga – właśnie te woski, flora bakteryjna, witaminy itd. jest tym co w miodzie jest ważne a nie tylko alkohol! Wygotowanie miodu powoduje, że dostajemy de facto po prostu syrop cukrowy + trochę smaku, który i tak po wygotowaniu jest dużo słabszy niż bez gotowania. Ogólnie więc rekomenduję: dajcie sobie spokój z gotowaniem. Empirycznie sprawdziłem, że miody niesycone są bardziej aromatyczne i moim zdaniem bardziej rześkie.

Uruchamianie fermentacji:

  1. STERYLIZACJA i mycie pojemnika do fermentacji
  2. Wlać miód
  3. Wlać wodę – ważne jest, żeby zostawić trochę miejsca na powstającą w fermentacji burzliwej pianę. Swoją drogą fontanna z rurki też ma swój urok 🙂 Wody zawsze można dolać gdy już nastaw sie uspokoi czy w czasie pierwszego zlania osadów.
  4. Dodać przyprawy
  5. Dodać pożywkę
  6. Dodać kwasek cytrynowy
  7. Dodać drożdże – tu uwaga: drożdże mogą wymagać wcześniejszego „uwodnienia”, przepis jest zawsze zawarty na opakowaniu ale tak po cichu mówiąc bez uwodnienia też sobie radzą 🙂
  8. Całość dokładnie wymieszać tak, żeby miód się rozpuścił. Punkty dot. wlewania wody i miodu można połączyć tak, żeby do bańki trafiła już gotowa, wymieszana brzeczka – niekiedy jest problem z merdaniem bańką (np. jak jest duża)
  9. Wsadzamy korek z rurką. Do rurki wlewamy trochę wody tak żeby umożliwić cyrkulację powietrza tylko w jedną stronę tj. z bańki na zewnątrz.
  10. Ustawiamy bańkę w zacienionym miejscu w temperaturze pokojowej
  11. Czekamy…

W ciągu 2-3 dni od dodania drożdży powinna rozpocząć się baaardzo dynamiczna operacja namnażania się drożdży i co tu dużo mówić będą miał jak w raju 🙂 Miodosytnicy nazywają to fermentacją burzliwą, która objawia się pianą na powierzchni nastawu. W tym czasie woda w rurce powinna radośnie buglotać od wydobywających się gazów. Taki stan powinien trwać do miesiąca. Potem powinno powoli się uspokajać.

Co robić dalej opiszę w części czwartej.

 

Spis treści:

marzec 12

Miód pitny przepis cz.2 Warsztat

Przed nami drugi punkt cyklu „jak zrobić miód pitny”. Tym razem na tapecie mamy warsztat czyli co jest nam potrzebne ze sprzętu i wyposażenia aby dokonać owego epokowego dzieła 🙂

Etap Fermentacji:

Miód musi w czymś fermentować 🙂 To coś to przeważnie szklana bańka o różnej pojemności. Do nabycia w marketach, targowiskach itd. Używam takich od 5l do 50l i powoli coraz bardziej przekonuję się, że są po prostu niepraktyczne. Czemu? Bo są pękate i niskie + plastikowy koszyczek z rączkami,  które idealnie nadają się do rwania rajstop płci pięknej, za co owya bańka może wylecieć z hukiem z domu 😉

Rozwiązania znalazłem trzy:

  • wizyta w Biedronce, Lidlu itd i nabycie wina w 5l bańce – niektóre mają nawet szklane uszko. Co ważne, są robione z grubego szkła i ciężko je stłuc. Nie mają koszyczka. Wiele osób robi w tych butelkach nalewki itd.
  • rozwiązanie typu hardcore czyli plastikowa butelka po wodzie mineralnej 5l. Wiem brzmi dziwnie ale przeprowadziłem już eksperymenty z taką butelką jako fermentorem i „dało się”. Wadą jest to, że butelki takie mają bardzo cienkie ścianki i lekkim dotknięciem powoduje się „pyrkanie w rurce” ale niestety w obie strony czyli zasysamy powietrze z otoczenia. Zaleta – koszt.
  • rozwiązanie dla większych nastawów… Okazuje się, że niektóre browary np. Ukraińskie, niektóre Czeskie itd. zaczynają lać piwo do plastikowych kegów, które potem się wywala. Zasadniczo jeśli rozszczelnimy taki keg (uwaga – może wystrzelić!!!!), pozbędziemy się resztek piwa i wysterylizujemy to mamy idealny fermentor. Butle są wysokie, mają 30l pojemności. Wadą są, jak w przypadku butelek po wodzie, cienkie ścianki. Koszt: zero. Używam ich z powodzeniem do win domowych. Dostępność: trzeba mieć kontakt z jakąś knajpą lejącą piwa regionalne.

Drugi element to zatkanie fermentora. Tu potrzebujemy korka ale, co ważne, szukajcie tych białych z siliconu. Powód prosty – nie śmierdzą gumą i nie kruszą się jak czerwone z naturalnego kauczuku. Uprzedzam, żeby ktoś nie wpadł na pomysł kupienia korka bez dziurki… fermentacja produkuje gaz i zamknięcie tego na amen skończy się bardzo spektakularnie… i naprawdę malowanie ścian będzie waszym najmniejszym problemem.

Trzeci element – pociesznie wygięta rurka do korka. Kiedyś używało się szklanych ale obecnie można już kupić plastikowe. Zasadnicza zaleta: plastikowej nie złamiesz co szklanym zdarzało się permenentnie.

Etap pośrednie

Czyli wlewanie, wylewanie, przelewanie, zbieranie miodu znad osadów itd. Na pewno przydaje się tu lejek i to taki z szerokim ujściem. Wbrew pozorom wlanie lekko scukrzonego miodu do bańki nie jest takie proste i łatwo można udekorować sobie całą kuchnię miodem. Przydaje się też prosty i niezastąpiony przyrząd winiarsko-miodosytniczy w postaci rurki plastikowej o średnicy ok 1cm. Można to nabyć na metry, można nabyć wersję z pompką itd. W każdym razie doskonale przydaje się do łatwego ściągania miodu znad zalegających na dnie osadów drożdżowych.

Etap korkowania

Tu zasadniczo potrzeba nam butelek i korków. Jeśli chcesz lać miód do używanych butelek i zatykać używanymi korkami to korek przeważnie da się wcisnąć ręcznie. Jeśli jednak zakupisz nowe korki (tona tego jest na Allegro) i będą to korki bez stożka to niestety czeka cię zakup korkownicy – ręcznie się nie da. Te najprostsze korkownice kosztują po 15-20PLN. Te bardziej skomplikowane np. dwu ramienne, trzy ramienne potrafią i 100 pln kosztować. Wersje profesjonalne tj. stołowe idą już w setki złotych. W każdym razie te najprostsze spełniają swą rolę wystarczająco dobrze, co nie znaczy, że nie trzeba mieć pary w rękach, żeby zakorkować coś taką korkownicą.

Ważnym elementem jest tu jeszcze chemia pt. pirosiarczyn do sterylizacji butelek i sprzętu. Do kupienia w marketach czy allegro. Tych środków sterylizacyjnych jest sporo i można użyć czegoś innego. Zaznaczam, że jest to ważny element i nie wolno odpuścić sobie czystości bo łatwo można stracić nastaw przez infekcję bakteryjną – szczególnie gdy używasz wielokrotnie tych samych butelek a ktoś nie przemył ich od razu po wylaniu wina czy miodu. Głupio patrzeć w twarz kolegi, któremu podarowałeś miód na prezent, gdy ten mówi ci „ten twój miód był jakiś taki kwaśny i wylaliśmy go”… a ty uświadamiasz sobie, że nie wysterylizowałeś butelek.

No to i na tyle. Niedługo część kolejna tj. wstawianie miodu do fermentacji.

 

Spis treści:

marzec 8

Miód pitny przepis cz.1 Składniki

Rozpoczynam cykl pt. jak zrobić swój pierwszy, własny miód pitny.

W kolejnych częściach będę opisywał jak zrobić własny miodek w wersji dla amatorów czyli tak, żeby było łatwo i „się dało”. Przepis będzie opierał się na miodzie gryczanym (wyraźny smak, przewidywalny efekt) i będzie to trójniak – czyli 2 porcje wody, 1 porcja miodu. Taki miód w miarę szybko fermentuje i dojrzewa – co ważne: nie musisz czekać 10 lat na półtoraka, żeby ocenić czy pasuje ci ta zabawa! Trójniaka daje się pić po 3-4 miesiącach od wstawienia, nie jest to mistrzostwo ale już wiadomo czy mamy klęskę czy sukces. Warto tu zaznaczyć sprawę dojrzewania: zdarzało mi się zrobić miodek, który przez pierwszy rok nie nadawał się do picia… ale jak poleżał sobie to raptem okazywało się, że jest całkiem niezły. Mając więc w ręku nieudany produkt – nie wylewaj go, załaduj go w butelki i umieść na dnie piwniczki…. po 2-3 latach sprawdź czy przypadkiem nie masz właśnie w ręku czegoś genialnego. Jeśli coś ci nie będzie szło to uwierz w stare „urban legend” opisujące zapomniane w piwnicach bańki z winem, które po iluś tam latach raptem okazywały się genialnym trunkiem. Co prawda te opowieści o wyciąganiu wina z bańki po takim czasie to wierutne bzdury ale jeśli takie wino leżało już oczyszczone w butelce to byłbym skłonny w to uwierzyć bo, jak wspominałem już, sam się z tym spotkałem.

Chciałbym tu zaznaczyć: zrobienie własnego miodu jest zasadniczo proste i łatwe. Warunkiem jest zachowanie czystości, sterylizowanie naczyń, butelek itd. O zakażenie bakteryjne nie jest trudno ale nie ma też co demonizować – po prostu pilnujmy się i tyle. Miód dużo wybacza i rzeczy, które przy piwach kończą się wadami trunku, to przy miodach spokojnie przechodzą znikając w tle przypraw korzennych lub smaku samego miodu (dlatego gryka!).

Zakładam, że wstawiasz bańkę 10l i pod tą ilość będę rozpisywał składniki itd.

Krok 1: SUROWCE

  • Zasadniczo najwięcej jest tu wody… Trzeba jednak postawić sprawę jasno – kampanie koncernów piwnych bełkocząca coś o „źródlanej wodzie” i tego typu bzdetach kreując jakieś wzorce wspaniałego piwa… A ludzie powielają te stereotypy na inne trunki z czego powstają mity, że do wina czy miodu to tylko źródlana woda z miejscowości na Ż. Włóżcie to między bajki – większość piwa w Polsce jest robionych na… wodzie z wodociągów czyli pospolitej KRANÓWIE. Co więcej, dla przeciętnego amatora wody to co jest dostępne w sklepie jako woda mineralna, źródlana czy stołowa nijak nie nadaje się do użytku. Po prostu przyjmijcie do wiadomości: KRANÓWA jest tu najlepszym rozwiązaniem i uwierzcie – ma dużo mniejsze skażenie bakteryjne niż to co macie w butelkach w sklepie. Druga sprawa to to, że duża zawartość jonów, kationów itd wcale nie wpływa pozytywnie na trunek – lepiej, żeby ich było mniej niż więcej.
  • To co daje smak: miód… I tu sprawa także jest prosta – otóż należy rozpuścić wici wśród znajomych szukając kogoś kto SAM robi miód i od takiej osoby kupić czysty, nie modyfikowany miód. Zasadniczo należy wykluczyć źródła miodu pt. market, hipermarket itd. – te słowa i „surowiec do miodu pitnego” nie mają ze sobą nic wspólnego. Dla naszego trójniaczka potrzebujemy ok. 3 litrowych słoików miodu gryczanego lub przynajmniej 1l gryki i np. 2l wielokwiatu (będzie mniej czuć grykę ale będzie mocno taniej). Zasadniczo należy uważać na „tajny przelicznik” tj. miód to nie woda 1l miodu nie równa się 1 kg… czyli rozmawiając z człowiekiem od miodów zawsze należy dokładnie pilnować się czy mówicie o kilogramach czy o litrach! Druga sprawa to jakość, jakość i jakość surowca. Pamiętajcie o tym, że miód kupowany poza okresem letnim i wczesnojesiennym (lipiec-październik) praktycznie zawsze jest w stanie stałym. Kryje się tu mały problem, który będę opisywał przy temacie miodów syconych vis nie syconych. W każdym razie – należy uważnie patrzeć na płynny miód w styczniu czy marcu… bo można się naciąć na przegrzany lub z dodatkiem sztucznego.
  • Trzeci składnik: drożdże…. tu koniecznie i bezapelacyjnie: drożdże miodowe, żadnych piekarniczych, gorzelnianych i innych… no chyba, że przeznaczone do słodkich win typu Tokay, Madera, Sherry. Zasadniczo można kombinować ale NIE RÓB tego przy twojej pierwszej próbie. Drożdże nie kosztuje fortuny – wyłożenie 2 czy 3 zł nie zrujnuje twojego portfela… zwłaszcza, że użycie niewłaściwych drożdży może zniszczyć ci nastaw a strata 100pln włożonych w miód boli bardziej niż różnica 1-2 zł w cenie drożdży. Uwaga ogólna – drożdże mają termin ważności: pilnuj go bo po jego przekroczeniu drożdże są słabsze i słabiej ruszają z fermentacją.
  • Składnik czwarty: przyprawy… dla twojego pierwszego miodu sugerowałbym wrzucić do bańki kilka sztuk goździków np. 4-5 szt oraz np. kilka centymetrów kory z cynamonu (kory a nie proszku!!!). To doda przyjemnej nuty korzennej i mocnym aromatem ukryje niektóre wady miodu jeśli trafi ci się jakaś infekcja  bakteryjna.
  • Zakwaszacz… Ogólnie miód musi być zakwaszony – najprostsza metoda to kupić w sklepie kwasek cytrynowy i na 10l dodajemy go około 30-40 gram. TAK, nie mylę się – to 3 do 4 opakowań 10gr kwasku ze sklepu. Swego czasu wzbudziłem nie liche poruszenie w sklepie gdy zabrałem z półki cały kartonik kwasku bo wstawiałem akurat 2 bańki po 30l 🙂 Ale od tego czasu nauczyłem się, że za niewielką kwotę można na allegro kupić od razu 0,5kg…
  • Pożywka dla drożdży. Tu widziałem dwa typy: fosforan dwuamonowy oraz tzw. Activit. Pierwsza to po prostu chemia, która pobudza drożdże i stymuluje ich wzrost. Tania i skuteczna. Druga to mieszanka wieloskładnikowa, której częścią są martwe drożdże, witaminy, minerały itd. Droższa i ogólnie silniejsza. Dodajemy wg. instrukcji na opakowaniu.

To tyle o surowcach… następny rozdział będzie o tym „w czym” i co będzie potrzebne z narzędzi.

 

Spis treści:

luty 24

Nowy cykl o miodach…

Wczoraj na imprezie pt. PechaKucza Night vol 2 mówiłem o domowym wyrobie miodów pitnych. W sumie popełniłem już wpisy: o przygotowaniu cydrów, o piwach z puchy albo jak robić grzańca piwnego. No to nadeszła pora na popełnienie wpisów o tym jak zrobić domowy miód. Wczorajszy pokaz ograniczony był formą do 20 slajdów po 20 sekund na każdy. Nie da się w takim czasie przedstawić czegokolwiek a tylko i wyłącznie prześliznąć się po temacie.

W ciągu paru dni planuję przysiąść i popełnić szczegółowy opis jak zrobić swój pierwszy miód domowy. Materiału jest sporo więc pewnie zrobię z tego ze dwa lub trzy wpisy…

W dziale „inne” zapowiadam też kilka nowych wpisów niekoniecznie związanych z „sokiem z jednorożca” a bardziej z domowym przygotowaniem różnych produktów (jogurt, kefir, ogórki małosolne)… czyli to co ginie w narodzie i cały czas zmierza w kierunku KUP MNIE W MARKECIE a nie zrób sam. Celem jest propagowanie samodzielnego przygotowywania prostych produktów. Nie planuję zmierzać w kierunku blogu kucharskiego czy podobnego ale chcę podzielić się kilkoma przepisami na te najprostsze rzeczy, które giną już w marketowej rzeczywistości…. ot taki mój slow food mi się włączył 🙂

Kategoria: Inne, Miodki | LEAVE A COMMENT
luty 19

lawenda na topie

Dziś Browar Kormoran wykonał uroczystą operację warzenia piwa, które ma w swoim składzie zamiast chmielu mieszankę przypraw próbującą oddać średniowieczny Gruit. Dla osób nie w temacie informuję, że zanim do utrwalania piwa użyto chmielu, poprzednikiem była mityczna w składzie mieszanka o nazwie gruit lub grut (różnie się to to pisze). Cała zabawa polega jednak na tym, że nie ostał się do naszych czasów dokładny skład owej mieszanki. Na przepisie trzymał łapy kler… no i oczywiście nie robił tego za darmo 😉

Znając Maćka (browarnika Kormorana) i Pawła (historyka z Zamku Olsztyn) to efekt będzie na pewno spoko.

Co prawda nasz piwno-blogowy światek, znów podniosą się pocieszne uwagi (jak przy Marcialis), że to to niezgodne ze stylem itd. A tłumaczenie, że to próba rekonstrukcyjna itd. – ech szkoda nawet wspominać. Dochodzę do wniosku, że napi..nie się nie ma sensu bo i tak „przecież jest styl” a próby wytłumaczenia są waleniem grochem o ścianę.

W każdym razie wracając do tematów mojego podwórka to jesienią zastanawiałem się nad zrobieniem miodu na lawendzie. W sumie to zabrakło mi bańki żeby to wstawić. Zakupiona porcja suszu dzielnie siedzi w „szufladzie piwowara” – owa szuflada to taki byt znajdujący się pod telewizorem, który zawiera całkiem sporą ilość drożdży, przypraw, ekstraktów słodowych, narzędzi browarniczych… i autentycznie zastanawiam się kiedy to wszystko wejdzie w reakcję i samo wyjdzie sobie na spacer 🙂

Ze swojej strony… jak tylko zwolni mi się jakaś bańka to siadam do moich eksperymentów z lawendą. Problem w tym, że mój wynik to będzie pewnie dopiero jesienią.

Dla zainteresowanych w najbliższą sobotę (23.02.2013) będę pokazywał się na Pechakcha Nicht Olsztyn, z prezką nt. miodów pitnych. W planie jest też konsumpcja 🙂