ach ten koniec roku…
Grudzień to dla mnie okres męczarni. Krótkie dnie, śniegu raczej nie ma: ciemno, brudno, deszczowo, zimno… ogólnie buuuu. W robocie przeważnie luźniej ale i tak przy takiej aurze na zewnątrz po prostu masz wszystkiego serdecznie dość. Wracasz do domu, lampka, książka i czekasz z utęsknieniem wiosny 🙁
Ale co by tu nie mówić jest to czas gdy wstawione jesienią produkty winne i miodowe są gotowe do rozlewu. W zamrażalniku także oczekuje sporo zamrożonych artefaktów lata, które w najbliższym czasie zasilą bańki z miodem czy winem. Co tu dużo mówić… jeśli zmuszę się do zlania tego co mam w bańkach do butelek to pewnie na dniach zacznie się tango i wymyślanie co by tu wstawić.
P.S. Marta wasz miodek z jarzębiny sklarował się i można coś z nim zrobić 😉
P.P.S. JEŚLI zepnę się i coś w końcu zacznę robić 🙁