miód na ostro
Tak odgrzebuję temat sprzed roku… otóż wracając tak z rok temu z imprezy zawinąłem do knajpy zwanej Yam-Yam. Kuchnia bałkańska itd. ale wątróbki w boczku z grilla czy inne wynalazki… poezja. Ale do rzeczy – w czasie konsumpcji zeszło o na temat czerwonej pasty, którą dają jako sos. Okazało się, że to gotowane papryczki – ale o ile w paście były te łagodniejsze to po chwili rozmowy dostałem „na wynos” już te ciut ostrzejsze 🙂
Od słowa do czynu… udałem się do piwniczki i wziąłem 4 flaszki miodu…
Docelowo więc w miodach wylądowały:
- bliżej nie sprecyzowane papryczki kupione w markecie – surowe. Pociąłem jedną na kawałki i wylądowały w miodach
- suszone jalapeno – takie malutkie – długości może 1cm… w miodzie wylądowała jedna i to wystarczło 🙂
- surowe „hapanero”… małe ok. 2cm, czerwone – nie mam pojęcia co to jest ale też poszły do nastawu
Tu muszę jednak dodać, że wziąłem roczny miód z butli… wrzuciłem papryczki, zakorkowałem na nowo i czekałem jeszcze minimum pół roku.
No i skutek:
Miody gryczane robione na słodko po dodaniu odrobiny „ostrości” zaczynają zachowywać się nad wyraz ciekawie. Cały myk chyba polega na mieszaniu ostrości ze słodyczą. W każdym razie wrażenie picia czegoś słodkiego co ma w tle palącą w gardło ostrość jest zdecydowanie ciekawe. Nie testowałem dodawania papryczek na etapie fermentacji ale jest to zdecydowanie pomysł na kolejne eksperymenty…